piątek, 26 grudnia 2014

sennie albo 'o co tu chodzi ?'

Niedawno śniłam tajemniczy sen. Wyjątkowo go opiszę.  Nie wszystko z niego zapamiętałam, ale główną jego treść stanowiła jakaś niewiadoma.

Dziwny trochę był.
Podobno nadużywam tego słowa: 'dziwny/a/e/i', P. mi to kiedyś zarzucił.
Może i miał rację, nigdy się nad tym bardziej nie zastanawiałam.
Nawet jeśli przesadnie często używałam słówka 'dziwnie', to on uwielbiał i stosował tak samo regularnie inne słowo: 'trudno/e/a/y'
Ciekawe czy zdaje sobie z tego sprawę ..

Nieważne..

W swoim śnie znajdowałam się w górach, dokładniej w jakiejś górskiej wioseczce. Nie pamiętam z kim, ale na pewno ktoś ze mną był, tylko chyba zamazała mi się część snu..
Chodziliśmy jak to w górach, zeszliśmy ze szlaku.

Swoją drogą, przyjemnie celowo opuścić szlak :) 2 lata temu w Bieszczadach mi się zdarzyło i polecam :) Zupełnie inna perspektywa.. Można poobserwować malutkich ludzików, mijających się na wytyczonych dróżkach. Przy okazji pocharatać sobie łydki, ale co tam, wygoją się. Zapamiętałam np. ludzi, pewnie miejscowych, zbierających jagody... Ile ich tam było, jagodowy raj.


Po około godzinie wędrówki (czas o dziwo pamiętam) doszliśmy jakby do innego świata.
Znaleźliśmy się na skraju wyludnionego miejsca, gdzie czas się zatrzymał.
Swojsko, sielsko i anielsko.
Widoki niespotykane w górach, jakaś tajemnica wisiała w powietrzu.
Zjawił się starszy facet - tutaj mam małą dziurę w pamięci - mówił coś o wspólnocie, o adopcji, o szukaniu jakiegoś innego faceta, który tu się wychował, porzucony przez rodzinę (?)
Jakiś klasztor ? Co to właściwie było ?
Pokazywał jego zdjęcia, prosił nas o odnalezienie śladu..
Wskazywał trop, nie rozumiałam dokładnie o co nas prosi i skąd on się tu wziął, a tym bardziej co my tu robimy ?

Próbuję sobie przypomnieć z kim tam byłam i nic...Na pewno z jakimś chłopakiem, ale kim on był ?Też nie wiem ..

Pokręcone to wszystko ..
Miałeś rację P. - lubię słowo 'dziwne' ...

środa, 24 grudnia 2014

Ooooo tak ! :)

Wreszcie :)

Luz, blues, spokój, wolny czas i magia świąt :)
Familija, dom, kotka, książki i odpoczynek od całego świata ..

Wszyscy czekają na śnieg, a mnie nie robi różnicy czy spadnie czy też nie.
A że pada deszcz ? Niech pada, wszystko jedno :)

Błogo .. :)

wtorek, 23 grudnia 2014

Zbuntowane oczekiwanie

Święta .. W tym roku wyjątkowo ich wyczekuję.
Jestem zmęczona ..


Codziennością, obowiązkami, rutyną..
Byle szybciej, więcej, efektywniej - bleeeeee :/
Ciągły pośpiech, brak czasu, dni uciekające jeden za drugim, takie podobne do siebie.
Padam na twarz :(

Dokąd ten świat tak zapier*ala ?

Sami się tak nakręcamy ?
Biegniemy dokądś, do konkretnego celu, chcąc ciągle więcej i więcej ?
I gdy osiągniemy już wymarzony cel wymyślamy sobie kolejne i kolejne.
Jak jesienne liście, przeganiane przez wiatr, ciągle gdzieś 'lecące' ..


Ja tak nie potrafię  :(
Potrzebuję chwili na złapanie oddechu, na pobycie samej ze sobą, uporządkowanie myśli.
Wyciszenia, oderwania, głębszego wdechu i wydechu.
Brakuje mi spokoju wokół, przez co tracę spokój w sobie.
Gdy próbuję go odzyskać, rzucają mi kłody pod nogi i nie rozumieją dlaczego jestem nerwowa, wymęczona, zrezygnowana ..
Eh ..


Czekam na święta z niecierpliwością, dotychczas nie zdążyłam nawet poczuć bożonarodzeniowego klimatu..
Nie miałam kiedy, zawalona rozmaitymi zajęciami.
Może liznęłam zaledwie jakąś namiastkę świąt, nic więcej.

Spróbuję ten czas spędzić inaczej, pełniej.
O ile nikt nie będzie mi przeszkadzał, co na razie wydaje się dość wątpliwe.

Czekam na ... SPOKÓJ ..
                  ... CISZĘ ..
                  ... (trochę) LUZu ..
                  ... ODPOCZYNEK PSYCHICZNY ..


Są momenty, kiedy mam ochotę walić pięściami w stół i naprzemiennie krzyczeć i płakać, że ja tak nie chcę żyć..


".. odmierzyli jedną miarą nasz dzień,
wyznaczyli czas na pracę i sen.
nie zostało pominięte już nic,
tylko jakoś wciąż nie wiemy jak żyć..

dorosłe dzieci mają żal,
za kiepski przepis na ten świat.
dorosłe dzieci mają żal,
że ktoś im tyle z życia skradł.. "

https://www.youtube.com/watch?v=TroenoOkXHo


Skoro od dziecka postępowałam inaczej niż większość, wydaje się logiczne, że po prostu już tak mam..

Mam gdzieś co wypada/co powinno się/co można, a czego nie !!
Nie obchodzi mnie co robią wszyscy !!
Nie mam na imię WSZYSCY ani KAŻDY !! !! !!

Chcę żyć po mojemu, niezależnie od tego czy jest to właściwe czy niekoniecznie.
Zgodnie z jedną moją prywatną zasadą - szukać szczęścia na swój sposób, ale nikogo przy tym nie skrzywdzić.

'.. nauczymy się więc sami - na złość
spróbujemy może uda się to
rozpoczniemy od początku nasz kurs
przekonamy się czy twardy ten mur

odmierzymy ile siły jest w nas
wyznaczymy sobie miejsce i czas,
a gdy zmienią się reguły tej gry
może w końcu odkryjemy jak żyć (?) .. '

Koniec na dziś.

sobota, 20 grudnia 2014

K. zwany O.

K.

Najbardziej pozytywna postać, jaką dotychczas poznałam.
Chodzący optymizm.

W pamięci przesuwam kadry: K. szukający mnie wzrokiem na licealnym korytarzu.
K. pokazujący profesjonalnie wykonaną mapkę.
K. opiekujący się mną ..
Jego miękka bluza i jasne, sztruksowe spodnie.
Stop.

W uszach dźwięczą słowa dyrektorki na szkolnej studniówce, mówiącej, że 'za rok, za dzień, za chwilę razem nie będzie nas...', że mamy cieszyć się sobą, bo życie nas rozdzieli i już nie będzie nigdy tak jak teraz.
Powiedziała coś jeszcze - nigdy już nie spotkamy się w takim składzie jak dziś.
Cholera, jakie te słowa okazały się prorocze.
Dosłownie.
4 lata po studniówce i już nas nie było.
Kilka lat i nas Życie-Śmierć rozdzieliły, nikt się tego nie spodziewał, nikt nie wyobrażał sobie takiego koszmarnego scenariusza..

Mieliśmy po 19 lat i dosłownie całe życie ..
Chciał mnie zabrać na studia do Wrocławia.

Stop.
Na wiatr rzucam słowa, których nie mam odwagi wypowiedzieć nawet cichutko.
Ani nawet spisać.
Krzyczę..
Niemy krzyk rozpaczy w pustym kościele, jakimś pierwszym z brzegu, do którego weszłam.


Bo.. nikt nigdy..
Tak jak on..

                                                                        . . . . .


A potem nie było już nic.
Lody w McDonaldzie, które nie smakowały jak lody.
Miały gorzki smak i były nijakie.
Tak jak życie po śmierci K.

Podnoszenie się i uczenie się życia na nowo.
Zauważanie rzeczy, na które wcześniej nawet nie zwróciłabym uwagi.
Spoglądanie na kroplę deszczu, spływającą po oknie..
Na zachodzące słońce na plaży..
Na księżyc i gwiazdy
Ciągłe zdumienie, że przecież życie dalej trwa i ciągły zachwyt w obserwowaniu świata, który każdego dnia zachwyca, mimo bólu, uniemożliwiającego funkcjonowanie


Gdy stałam z jego tatą nad grobem i nie wiedziałam co powiedzieć.
On mówił..
Kiedyś powiedział, że ktoś taki jak K. rodzi się raz na 50 lat.
K. urodził się wesoły i pogodny i taki pozostał na zawsze.
Nigdy się nie skarżył, zawsze zauważał tylko pozytywne strony życia.
Innych nie było.
Wszystko zawsze było dobrze.
Zawsze, zawsze, zawsze uśmiechnięty

"Bo widzisz, to są właśnie uroki życia, które z każdym dniem podoba mi się coraz bardziej"

"Będzie dobrze, zobaczysz"

"Pamiętaj, każdy facet to świnia, uważaj na siebie"


Pier*olone uroki życia ..
Te uroki życia nam go zabrały..

Kiedyś M. zwany J., gdy do niego napisałam, że nie potrafię się z tym uporać, odpisał mi, że ludzie przychodzą i odchodzą, takie życie. Że K. nie chciałby, żebyśmy płakali, chciałby, żebyśmy zawsze o nim pamiętali.
I że nie potrafi i nie chce o tym rozmawiać.

K. chciałby, żebym nie zapomniała, wiem o tym.
Ale choćbym chciała zapomnieć - nie da się.
Dostałam od niego tyle dobrego, same cudowne wspomnienia..
Szukałam czegoś negatywnego - nie znalazłam; jest jedną z niewielu osób, z którą nie mam żadnych niemiłych wspomnień, nawet jednego, jedynego, pojedynczego.. nic.


Zabawne, czasem ma się obok siebie kogoś, kto nigdy nie staje się bliski, mimo upływu lat, wspólnych przeżyć. Żyje się razem, ale osobno.. Czyli bez głębszego, żeby nie powiedzieć jakiegokolwiek sensu.
A nagle zjawia się taki wyjątkowy ktoś, kto w krótkim czasie, wywiera wpływ na dosłownie całe życie
Kto staje się tak ważny, że żadnymi słowami nie da się tego opisać.
Kto na zawsze ma swoje miejsce w sercu i nie ma znaczenia, że już tutaj, w tym życiu, nie ma go z nami


Bo jest, tylko inaczej.
I będzie zawsze.


Wszyscy chcieliby inaczej..
On pragnął żyć..
Jego rodzice chcieli mieć jedynego syna w domu, nie na cmentarzu
Nie miało tak być..

ale stało się..

Walczył do końca i pokazał jak się walczy..
Choroba nie dała żadnych szans..

Może za 100 czy 200 lat Jakiś-Ktoś wynajdzie Jakiś-Wspaniały-Lek i ten rodzaj raka stanie się wyleczalny..
I nikt już nie będzie tak bardzo cierpieć i wyć z rozpaczy do księżyca


 Samonasuwające się pytania:

Dlaczego właśnie Ty ?
Dlaczego my ?
Dlaczego ?

I dość proste wyjaśnienie, do którego doszłam po dłuższym czasie, czyli:
"A dlaczego by nie ?"

Chyba każdy zadaje sobie pytanie: Dlaczego jego/ją/nas to spotkało, dlaczego właśnie my..
Bo tak. Po prostu.

Cieszę się, że miałam okazję spotkać w życiu kogoś takiego jak on.
Poznać, może bardziej niż inni.
Takich ludzi nie ma wielu. Pewnie garstka jemu podobnych chodzi po świecie i pewnie nigdy nasze drogi się nie skrzyżują.. 
Niektórzy i tak nie mają tyle szczęścia co ja i nie mogą doświadczyć tego, co mnie było dane..

                                                                     . . . . .


Wiele razy zastanawiałam się dlaczego (dużo tych dlaczego...) właśnie mnie sobie wybrałeś..
Nie wiedziałam, długo szukałam odpowiedzi  ..
Dziś wreszcie już wiem :)

I idę dalej, tak jakbyś chciał.
Przewracam się, walę głową w potężne, ceglane mury, zderzam się z ludzką obojętnością i walczę do końca.
Działam ludziom na nerwy tym, ze nie poddaję się i im trudniejsza sytuacja, tym bardziej zaciekle walczę.
Tak jak mnie nauczyłeś..



Czasem gdy mi smutno, gdy mi źle - zamykam oczy, a za zamkniętymi już oczyma jeszcze raz je przymykam i widzę..

" ..gdy jest ciemno, chłodny wiatr, ona wraca tam ..
widzi jego, widzi siebie jak tamtego dnia .."


https://www.youtube.com/watch?v=JxPj3GAYYZ0

niedziela, 14 grudnia 2014

Wyautowanie, bałagan i Włóczykij

Niepokój jakiś.
Śnią mi się dziwne rzeczy, budzę się przestraszona, orientując się, że jest środek nocy i przykrywam głowę poduszką, by takim dziecinnym sposobem  spróbować odpędzić senne zjawy.
Przez wiele lat nic mi się nie śniło albo rano nie pamiętałam treści wyśnionych historii.
Teraz nie analizuję tych snów, nie chcę ich nawet pamiętać.
Moja wybujała wyobraźnia napawa mnie lękiem.

Denerwuje mnie własne roztargnienie.
Ciągle gubię swoje rzeczy, zaczynając od kremu, przez skarpetkę po ulubioną rękawiczkę :(
Oby następna w kolejce nie czekała głowa..
Ta niezmiennie tkwi gdzieś w chmurach albo w górach. Oddzielona od tego co tu i teraz niewidzialną  powłoką, utkaną z marzeń i mieszaniny dziwacznych myśli.
Odporna na ludzkie gadanie. Mająca gdzieś co wypada, a co nie.
Czasem z niej wyfruwam i patrzę z boku. Ciekawe doświadczenie.


Jakaś ciągłą chora tęsknota za kimś, za czymś..
Również za świętym spokojem, może urodziłam się w zbyt nerwowych czasach.


Uczę się trzymania ludzi na dystans.
Niektórych, rzecz jasna.
Intuicyjnie wyczuwam, gdy coś nie pasi, włącza mi się wówczas automatyczna czerwona lampka, migająca napisem 'uważaj'.
Nie lubię jak ktoś próbuje zbliżyć się bardziej, niż ja sobie tego na daną chwilę życzę.
Za mocno się sparzyłam, by zafundować sobie powtórkę.

Jedno wiem na pewno: męczy mnie tłum..
Od dłuższego czasu.

Szukam ciszy, bo porządkuję swój świat.
Ktoś mi go tak zabałaganił, że sprzątanie jeszcze trwa.
Wyrywam chwasty bólu i zawodu, przesadzam sadzonki naiwnej ufności, które najwidoczniej źle ulokowałam.


Porząduję też swoje otoczenie - te z kolei sama zawaliłam stosem niepotrzebnych różności, które kiedyś-tam-czyli-nigdy się niby przydadzą.

Wyszukuję nie wiem po co takie ciekawostki, poprawiacze humoru - i tak nienajgorszego jak na tę porę roku i zastanawiam się czy malinowa herbata albo czekolada na gorąco smakowałyby
z takiego Włóczykija albo Aniołka jeszcze lepiej :)
 
http://sklepwgorach.pl/pl/gadzety-i-kubki/893-kubek-x3-promocja.html

Z Anioła może nie aż tak, ale z Włóczykija .. eh, na pewno.
Stwierdzając, że zaczynam bredzić, zamykam stronę.


Szukam inspiracji - muzycznych, książkowych, głębokich. Przede wszystkim prawdziwych.
Muzycznie zaintrygowała mnie ona:

https://www.youtube.com/watch?v=vC0iKnYpfkY

Tworzy, nie odtwarza. Nie lubię kopiowania, nudne jest.
Pewnie znajdą się tacy, którzy wiele jej zarzucą, ale na pewno nie mogą jednego - swojego stylu.
Jest inna muzycznie, ale dobra w swej inności, ciekawa i niebanalna.

wtorek, 9 grudnia 2014

Jeszcze o normalności w nienormalności albo o labiryncie

Może jego przeżycia trochę go tłumaczą, ale na pewno nie usprawiedliwiają.


Nigdy nie znajdowałam się w sytuacji takiego rozdwojenia. Rozłamu na dwie części. Rozbicia. Wręcz rozwarstwienia.
To bardzo dziwne uczucie, kiedy z jednej strony ma się ochotę wepchnąć kogoś do Warty i rzucić jakimś przedmiotem (niekoniecznie miękką poduszką), a z drugiej  - przytulić i pokazać, że nie każdy jest zły, że jednak można inaczej  - delikatniej, lepiej..
Bicie się z myślami.

Pogubiłam się w swoich emocjach.
Długo nie mogłam znaleźć właściwej drogi, zakręciłam się jak w labiryncie.
Tezeuszowi pomogła Ariadna, a ja sama musiałam się wyplątać.
Nikt nie rzucił mi kłębka nici, pomagającego wyjść z tej sytuacji, ze swoich pogmatwanych myśli i uczuć.


Ciężko pojąć mi jego zachowania.
Może nigdy ich nie zrozumiem, bo skąd mogę wiedzieć co czuł, będąc małym dzieckiem - podczas gdy on miał naprawdę ciężko i pod górkę, dla mnie największe dziecięce nieszczęście stanowił fakt, że nie mam siostry...
Skala nieszczęść nieporównywalna.

Jak zachować normalność w nienormalnym świecie ?

Coraz mniej myślę o bólu i zawodzie, jaki zafundował mi P.; wypisanie się przynosi ulgę.

Zastanawiałam się niejeden raz czy on w ogóle normalny jest.
Ale nie tędy droga chyba ..
To nie on jest nienormalny, ale warunki, w jakich przyszło mu żyć.
Gdy już na starcie tak mocno się obrywa, gdy zawodzi najważniejsza osoba - ta, która powinna być obok, wspierać, pokazywać lepszą stronę świata - trudno się żyje ..
Jak musi się czuć mały, nad wyraz wrażliwy chłopiec gdy spotyka go takie coś ?
Jak bardzo samotny i nieszczęśliwy musiał się czuć ?

Z czasem zmienił swoją wrażliwość w nieufność wobec świata ?
Nauczył się, że na nikogo nie można liczyć, bo ludzie tylko krzywdzą i zawodzą ?
Że najlepiej polegać tylko na sobie ?

Jakim człowiekiem trzeba być, by zostawić malutkiego, niewinnego, delikatnego chłopczyka ?
Maleńkie dziecko, które w niczym nie zawiniło i nigdy nie zrobilo nic złego ..
Ufne i nie rozumiejące dlaczego jest jak jest..

Brak serca, brak sumienia, brak jakichkolwiek zasad moralnych.
Brak odpowiedzialności, a przecież to własnie odpowiedzialność jest najważniejszą cechą mężczyzny..

Nie wierzę, że pieniądze czy alkohol ugaszą wyrzuty sumienia...
Oby przenigdy sumienie i serce nie przestały przypominać o cierpieniu bezbronnego dziecka, samotności dorastającego chłopaka i zagubieniu dorosłego już, ale potwornie skrzywdzonego faceta ..

sobota, 6 grudnia 2014

Świąteczna odsłona Berlina

Lubię wpadać do Berlina. Nie chciałabym tam jednak mieszkać, chociaż miasto naprawdę mi się podoba.
Dla mnie jest zbyt duże i tłumne.
Jeśli kiedyś los rzuciłby mnie do Niemiec, wolałaby, by wybrał dla mnie inne miasto - odrobinkę mniejsze, spokojniejsze, 'wolniejsze'.

Nadarzyła się okazja odwiedzenia słynnych berlińskich jarmarków bożonarodzeniowym, więc z chęcią z niej skorzystałam.
Ładnie, barwnie, dość ciekawie.
Pyszne grzane wino, cudne, ręcznie robione bombki (w trochę mniej cudnych cenach), drewniane szopki.
Czegoś zabrakło - może klimatu zbliżających się małymi krokami świąt, może regionalnych specjalności, sama nie wiem.
Nie tylko ja miałam takie odczucia..
Kiedyś czułam się podobnie, będąc w Zielonej Górze na wionbraniu i chcąc napić się ... wina :)
Ciężko było znaleźć miejsce, które umożliwiłoby spróbowanie lokalnego wina.

O ile naprawdę zachwycił mnie kataryniarz w pobliżu Czerwonego Ratusza- taki powrót na chwilę do świata, którego już w zasadzie nie ma -  to stoiska z czapkami i innymi rzeczami, które spotyka się wszędzie, już niekoniecznie.
















W zasadzie wyjazd przeznaczony był na jarmarki, w planie tym razem nie było zwiedzania berlińskich atrakcji turystycznych czy mniej turystycznych, a równie ciekawych miejsc :)
Część z nich już znam(y), część dopiero się pozna, niektóre się odpuści.

Plan, o ile w ogóle jakiś był, wyglądał następująco: poszwędamy się po jarmarkach, poszukamy czegoś ciekawego, spróbujemy jakiejś dziwnej potrawy, a jak po drodze znajdzie się coś wartego uwagi, to tam zajrzymy.  A reszta wyjdzie w praniu.

Akurat Checkpoint Charlie znajdowało się niedaleko, a że to miejsce umieściłam na mojej liście berlińskich punktów, które kiedyś warto odwiedzić, zawędrowaliśy tam.
Bardzo znane przejście graniczne pomiędzy NRD a RFN, zlikwidowane w 1990 r.
Nie będę się rozpisywać na temat historii tego miejsca, warto samemu poszperać, poczytać,
zagłębić się.






Przeszłość przeplatana z codziennością..





Gdy staliśmy nad historycznymi zdjęciami, przedstawiającymi upadek muru, wraz z nami oglądała je starsza kobieta. Opowiadała, że jest na jednym zdjęciu, bo była w tym momencie w tym właśnie miejscu. Zapytałam czy miała rodzinę po drugiej stronie muru. Potwierdziła.
Nie było to łatwe..




Z Checkpoint Charlie podjechaliśmy na kolejny jarmark, tego dnia łącznie odwiedziliśmy cztery.
Moją uwagę przykuła bajecznie kolorowa karuzela, czyli



podobno najwyższy w mieście aż 50-metrowy Diabelski Młyn. Prezentował się okazale, podobno widok z góry też był ciekawy. Nie sprawdziłam tego osobiście, gdyż kręcenie się w kółko wywołuje u mnie podobny wstręt jak zjeżdżalnie w aquaparkach.
Nawet gdy byłam małym dzieckiem, nie znosiłam zjeżdżać w środku jakiejś rury - w sporym jak na tamte czasy - basenie w Lesznie.
Zastanawiałam się co jest w tym tak przyjemnego, że przyciąga ludzi.
Nie wiem do dziś. Świadomie omijam wszelkie zjeżdżalnie szerokim łukiem i dobrze mi z tym.
Czasem ludzie się dziwią, dlaczego nie zjeżdżam, przecież to taka świetna zabawa.
Widocznie kręci mnie inny rodzaj adrenaliny.
I widzę tyle samo frajdy w wodnych zjeżdżalniach co np. mój wujek w moim chodzeniu po górach :)
Już mu nawet nie tłumaczę dlaczego tak mocno kocham góry, bo wiem, że w pewnych kwestiach nie nadajemy na tych samych falach.
Kiedyś przeczytałam mądre wyjaśnienie:
"Dlaczego chodzę po górach ? Ludzi można podzielić na dwie kategorie - tych, którym nie trzeba tego tłumaczyć i tych, którzy ... nigdy tego nie zrozumieją :)"




Karuzela naprawdę wyglądała fajnie i jeśli ktoś lubi takie rozrywki, to polecam.

Gdy poczuliśmy leciutki przesyt jarmarków, a czas zaczął nas już gonić, podjechaliśmy jeszcze pod Bramę Brandenburską. Zawsze byłam w jej okolicach w dzień, teraz zobaczyłam ją po zmroku, podświetloną.












 
Ostatnie zdjęcie przedstawia prowadzącą do Bramy, słynną Unter den Linden (Aleję pod Lipami), również imponująco oświetloną.
Chciałabym, by mój Poznań chociaż na jeden dzień tak rozświetlono :)

Nie wystarczyło czasu na Plac Poczdamski, który zapewne warto zobaczyć po zmroku.
W środku dnia nowoczesna architektura tego miejsca nie zrobiła na mnie wrażenia, dlatego jestem ciekawa czy zachwyci mnie połączenie ciemności i instalacji oświetleniowych na tle szklanych, ogromnych biurowców.
Następnym razem, może ..


Na koniec berliński miś :)





piątek, 28 listopada 2014

Ola, Kamil, Marcin

Zastanawiałam się czy w ogóle zamieszczać ten post.
Doszłam do wniosku, że to mój blog i mogę pisać o czym zechcę, dlatego wpis się pojawia..
Z góry zaznaczam, że nie chciałam nikogo urazić. Prawie nikogo.
Jakby co, nie trzeba go czytać.
Smutny jest i chyba lekko mocny.

Taki jak moje odczucia po tym, co się wydarzyło 31.08.
W co trudno było mi uwierzyć..
Bo takie rzeczy dzieją się w filmach, nie w małej, podpoznańskiej miejscowości.
Jest mi cholernie smutno, że stało się to, co się stało.
I naprawdę gdybym tylko mogła zrobić cokolwiek, by uratować Olę i Kamila, choćby bezpiecznie odwieźć ich autem do domu - zrobiłabym to.. I wysadziłabym resztę pasażerów z samochodu
18-letniego zabójcy.
Naprawdę - mówię to całkowicie szczerze - jest mi potwornie przykro, że oni zginęli..


Mieli pecha. Potwornego...
Byli młodzi, piękni, pełni życia..
Byli..
Czas przeszły dokonany.

Nic nie zapowiadało tragedii. Impreza jakich wiele. Powrót do domu, jak zwykle. Nic nadzwyczajnego.
Ola i Kamil po prostu szli chodnikiem, szerokim, oświetlonym, bezpiecznym.
Chodnikiem, którym nie raz szłam czy jechałam rowerem.
Nie mieli daleko. Nie doszli nigdy..

Z powodu czyjeś głupoty, niedojrzałości..
Słyszałam opinie, że sprawca też jest ofiarą, też cierpi. Możliwe, jednak niespecjalnie mnie to interesuje.
Mówią, że to błąd młodości..
Nie określiłam tego co zrobił jak bląd młodości. . To morderstwo. Może nie z premedytacją, ale morderstwo.
Nazywajmy rzeczy po imieniu.
Błędem młodości można nazwać choćby wytatuowanie całego ciała w wieku nastu lat i żałowanie tego przez kolejne 30 lat.
Bezsensowna śmierć trójki niewinnych nastolatków i potworne cierpienie ich bliskich jest nie do pojęcia..
Ola - 18 lat
Kamil - 19
Marcin - 18 ..

Zaczynali żyć, gdy ktoś im to życie po prostu bezmyślnie i bezczelnie odebrał..
Przez skrajną głupotę, przez brak odpowiedzialności, przez brak mózgu i wyobraźni..

12 lat więzienia jako maksymalna kara za 3 przerwane życia to kpina, z bólu rodzin, z prawa.
Jakby to ode mnie zależało, chłopak nigdy nie wyszedłby na wolność, a w celi miałby powieszone zdjęcia zabitych kolegów - od dzieciństwa do momentu, w którym im je zabrał.
Oni chcieli żyć.
Jak każdy mieli plany, marzenia...
Czasu cofnąć nie można, życia przywrócić się nie da..

Każdy reagował tak samo na śmierć Oli - o Boże, jaka piękna.. Taka śliczna, dlaczego ..
Rzeczywiście piękna - naturalnością. Nie przypominała jakiejś części licealistek, którym makijaż tak zakrywa twarz, że ciężko rysy twarzy dojrzeć, a by móc je zauważyć, trzeba by szpatułką tony tynku zeskrobać.
Ola to radosne oczy, rozpuszczone, długie włosy i pogodna twarz z pięknymi rysami. Bijące od niej szczęście, młodość, optymizm..

Kamil urodą jej nie ustępował. Bił od niego spokój..
Po śmierci ojca pomagający mamie, pewnie po męsku ją wspierający w trudach życia.
Pochowany niedaleko grobu bliskiej mi osoby, chcąc nie chcąc widzę ból jego mamy ..
Snikers i czekolada przy grobie, obok dużego zdjęcia niezwykle urodziwego, uśmiechniętego chłopaka.. Trudno przejść obojętnie, coś ściska w gardle :(

Marcin był w samochodzie, którym wjechano w Olkę i Kamila. Była tam też siostra Kamila, na szczęście przeżyła..
Walczył o życie w szpitalu. Tydzień. Takie walki z reguły są nierówne..
Nie udało się. Przykro..

Nie jestem w stanie pojąć, jak to jest, że w takich wypadkach scenariusz bywa podobny..
Giną niewinni ludzie, sprawca wychodzi bez szwanku..
Dlaczego ?
Nie życzę nikomu śmierci, nie o to chodzi..
Bardziej o to, że jak jakiś bezmyślny gówniarz rozbija się na drzewie itp. i ginie tylko on, jest to tragedia, ale przynajmniej niewinne osoby bez sensu nie tracą życia..
Tutaj zginęło troje nastolatków, troje NIEWINNYCH ludzi :(
I co z tego, że bezmyślny sprawca wypadku odsiedzi parę latek (pewnie nawet 10 lat nie dostanie) - on wyjdzie i kiedyś będzie ŻYŁ!!

A Ola nigdy nie włoży sukienki ślubnej..
Kamil nigdy nie rozpocznie studiów, na które się dostał..
Marcin nigdy nie porozmawia ze swoim rodzeństwem..


Nie potrafiłabym żyć ze świadomością, że przeze mnie zginęło troje młodziutkich ludzi..

Nie obchodzi mnie los sprawcy tego wypadku, dla mnie chłopak w momencie wjechania w Olę i Kamila przegrał swoje życie..
O czym myślał, jadąc z prędkością ok. 140 km/h przy ograniczeniu do 40 km/h; w miejscu, gdzie ponad setka ludzi rozchodziła się z imprezy; w dniu, w którym odbywało się trochę imprez, wesel, gdzie był spory ruch, nie wiem. Prawko od kilku m-cy, doświadczenie niewielkie..

Życzę mu jedynie, by nigdy nie zapomniał o tym, co zrobił..

I przeraża mnie, że on opuści więzienie w wieku niespełna 30 lat i tak naprawdę będzie miał długie życie przed sobą, pochodzi na różne terapie, pozbiera się psychicznie i pożyje sobie dziesiąt lat..

Ola, Kamil i Marcin nie mają już takiej szansy ..

środa, 26 listopada 2014

Roztargnienie do potęgi n-tej ..

Próbuję się zorganizować.
Poukładać dzień tak, by wystarczyło czasu na .. za dużo zaplanowanych rzeczy..
No cóż, mistrzynią planowania nigdy nie byłam i już raczej nią nie zostanę.
Moje roztrzepanie i brak dobrej organizacji skutecznie to uniemożliwiają :)

Staram się chociaż weekendy jakoś poukładać.
Tylko jak to zrobić, skoro planów więcej niż czasu..
Chcę i się wyspać i poczytać i spotkać się z paroma osobami i iść do teatru i do kina i na koncert i na spacer i poleniuchować i wyskoczyć to tu to tam ..
Marzę o wieczorze z książką i ciszą, totalną ciszą..
Ale gdy mam okazję spędzić tak niedzielne popołudnie, wybieram spektakl w teatrze ..
Chcę i poczytać i wybrać się do teatru (wymienne z: iść na rower, spotkać się z kimś, kogo parę miesięcy nie widziałam/iść na imprezę/do kawiarni/poszwędać się po lesie itp. itd.)
Wszystko naraz, tylko, że trudno to pogodzić.


Niedawno w pubie koleżanka opowiadała, że codziennie wstaje o 5 30, mimo, że mogłaby budzić się dużo później, ale nastawia budzik na taką porę, aby móc sobie w spokoju poczytać..
Pierwsza moja myśl: ' O kurcze, szacunek....'
Dobry pomysł, tylko trudno byłoby mi go zrealizować z tego prostego powodu, że ... spać też lubię :)

Nie zliczę ile książek zaczęłam czytać, po czym odkładałam je na chwilę, zaczynając kolejną..
Czasem czytam 5 pozycji naraz. I obiecuję sobie, że dopóki tych 5 nie skończę, to nie zacznę następnej.. Oczywiście słowa nie zawsze dotrzymuję.
Na razie 'Biegnącą z wilkami' C.P. Estes odłozyłam na dłuższy czas - na mroźne, zimowe wieczory.
'Niebko' B. Helbig przeplatam z 'Kobietą zaklętą w kamień' M. Fox
'Jadąc do Babadag' A. Stasiuka czytam wymiennie z poezją Osieckiej ('Nowa Miłość. Wiersze prawie wszystkie' Tom 2)
Do tego dokładam pozycje podróżnicze, blogi i pięć tysięcy innych spraw.

Mam fazy na pisanie i fazy na a-tam-nic-mi-się-nie-chce..
Uruchomiłam jakiś czas temu fazę na .. rymowanki :)
Bo przecież czytanie to ... od codzienności odpoczywanie, w świat liter i magii wnikanie ..

Zazdroszczę czasem osobom świetnie zorganizowanym, uporządkowanym i mającym rozplanowany sensownie dzień
Jednak moja zazdrość nie trwa długo - chyba jednak wolę swoje roztrzepanie i spontaniczne decyzje czy wypady, pakowanie się w ciągu pół godziny, szybkie podejmowanie decyzji i jeszcze szybsze ich zmienianie.
Planowanie kolejnego miesiąca z góry i idealny porządek znudziłyby mnie bardzo szybko :)

Muszę się uporządkować jakoś na swój sposób, ale ... pomyślę o tym jutro, jak słynna Scarlett.
Albo za pięć juter jutra, czyli kiedyś tam.

środa, 19 listopada 2014

Bieszczady

Bieszczady fascynują, przyciągają, hipnotyzują ..
Mają w sobie coś, co każe rzucić wszystko i zaszyć się choćby na parę dni w innej rzeczywistości.
Umożliwiają ucieczkę od problemów..

Są inne, a mnie szeroko pojęta inność pociąga.
I chociaż nie wiem jak nazwać to, co mnie tak tam ciągnie, jest to ogromna siła..

Późnojesienne Bieszczady przywitały nas jeszcze fascynującymi kolorami, dość pustymi szlakami, świetną pogodą i ... świętym spokojem :)
Właśnie tego było mi potrzeba :P



Listopadowe Bieszczady są inne niż te lipcowo-sierpniowe, jednak nie mniej urocze..
Chyba o każdej porze roku można tam po prostu uciec i znaleźć się w bajecznym świecie, takim innym - spokojnym, cichym, gdzie czas płynie jakby w innym rytmie.. 





Jeszcze chcę tam wrócić .. 
Czuję niedosyt tych gór, przez złośliwych nazywanych ... pagórkami :), niedosyt widoków, chodzenia czy ciszy..
Chciałabym zobaczyć cerkiewki, m.in. słynną cerkwię św. Mikołaja w Hoszowie oraz pewnie mniej znaną, ale moim zdaniem ciekawą cerkiew w Szczawnem..
I wiele innych.
Znaleźć się w Komańczy, przejechać się Bieszczadzką Kolejką Leśną, ale przede wszystkim jednak zarzucić plecak na plecy i wędrować po urokliwych bieszczadzkich szczytach, za sobą zostawiając cały świat, pędzący coraz szybciej, w którym pomału nie ma już miejsca na chwilę zadumy czy odpoczynek..

Świat, w którym wszyscy chcą wszystko najlepiej na już, a jeszcze lepiej na przedwczoraj..
Gdzie jakość ustępuje miejsca ilości..
Świat, w którym ludzie mają problemy choćby z pielęgnowaniem przyjaźni, bo wieczorami zmęczeni po pracy mają siłę jedynie na chwilę przed TV..
Przeraża mnie współczesne tempo życia, dlatego lubię czasem odciąć się od tego i wyjechać tam, 
gdzie jest inaczej..
Bieszczady właśnie takie są, za co je uwielbiam..
Dają wytchnienie.. 



:)

poniedziałek, 17 listopada 2014

typowo-listopadowo...

Rety, jak dziś paskudnie...
Deszczowo, zimno, wietrznie, ciemno, listopadowo-depresyjnie..
Zdążyłam się już przyzwyczaić do pięknych jesiennych, słonecznych dni, zapominając czasem, jaki miesiąc mamy.
Dziś pogoda wprawdzie tylko lekko pokrzyżowała plany, ale mocno popsuła humor, zmieniając go z całkiem dobrego na taki pt.: 'jest tak beznadziejnie, że na nic nie mam ochoty'

Jest mrocznie ..
Liście w zdecydowanej większości pospadały z drzew, zostały nagie konary.
Jeszcze nie zmrożone, jeszcze nie baśniowe..
Zawieszenie..

Mobilizuję się, by pomimo beznadziejności aury korzystać z weekendu..
Z drugiej strony jednak ostatnio się wyciszam, mówię o parę słów mniej, słucham uważniej ..

Widok nieba usianego gwiazdami w Cisnej zapadł mi w pamięć, mogłabym długo spoglądać na te gwiezdne cuda.. Pod powiekami przechowuję ten widok.

Ciągle mam ten sam problem - za dużo wszystkiego w moim życiu, zbyt duże oczekiwania innych, to, tamto i często wychodzi tak, że muszę wykradać chwile dla siebie samej ..
Bo ciągle jest gdzieś coś do zrobienia, oczywiście pilne coś, co nie może poczekać..
Tylko, że to pilne dla innych dla mnie oznacza nieistotne, a nieistotne dla większości ludzi dla mnie równa się konieczne ..
No cóż, od dziecka bywałam inna. Może trochę dziwna.
Inaczej postrzegałam świat, po prostu..
Buntowałam się gdy mówiono, że inni coś tam.. Bo ja robiłam inaczej, na przekór.
Gdy przed komunią znudziły mi się długie włosy, a mama nie pozwoliła skrócić, zamknęłam się w pokoju i sama je obcięłam..
Oczywiście krzywo, ale nieważne, były krótsze..
Mnie się podobały, a loki i na skróconej długości dało się zakręcić..
A gdy kiedyś miałam jechać do dentysty wyrwać mleczaka, wlazłam na drzewo, chowając się i go jakoś wybiłam. Wizyta u stomatologa mogła zostać odwołana.
W wieku ok. 14 lat zakomunikowałam rodzinie, że przed 30-tką żadnych dzieci mieć nie zamierzam.
Śmiali się, że bzdury plotę. A ja mówiłam poważnie. Nie chcę dziecka przed 30-tką, bo nie dorosłam do takiego momentu w życiu, by się na nie zdecydować.
Pragnę córeczki bardzo mocno, ale dopiero gdy sama poczuję, że to jest dla nas odpowiedni moment.
Dotychczas jeszcze nie poczułam.
Krytykują mnie czasami za częste wyjazdy, ale ja bez podróży, nawet takich krótkich 1- czy 2-dniowych, zaczynam się dusić.
Brakuje mi powietrza. Natłok myśli i codzienność mnie przytłaczają.
Wyjazdy to inna jakość, zaczerpnięcie powietrza, szukanie inspiracji, odkrywanie czegoś nowego.
Noce w pociągach, autobusach nawet specjalnie nie męczą, są częścią Bycia w Drodze.
Odkrywania niezwykłości w zwykłości. Nurzania się w marzeniach.
Pakując plecak, jestem szczęśliwa.

sobota, 15 listopada 2014

".. gór mi mało i trzeba mi więcej .."

W górach odpoczywam najpełniej.
Od problemów, ludzi i siebie samej.
Nigdzie indziej nie odcinam się od świata tak jak tam.

Było cudnie. Pogoda wymarzona, ludzie ciekawi, krajobrazy bajeczne.
Problemy z P. przestały na jakiś czas mieć znaczenie, nie liczyło się, że coś gdzieś tam trzeba, że ktoś czegoś tam oczekuje; wszystko wydawało się oddalone i nierealne.
Czy był zasięg czy nie, było mi całkowicie obojętne. Poza wysłaniem smsa, że dojechałam i żyję oraz kolejnego, że jest mi całkiem dobrze, nie kontaktowałam się ze światem :)
I  było mi na rękę jak nikt niczego ode mnie nie chciał.

Takie odrealnienie.
I oniryczne zdjęcia ..




Skupienie się na swoim oddechu podczas wchodzenia, schodzenie w fajnym błotku, przechodzenie przez wodę, pośpiech, by zdążyć przed zmrokiem (co połowicznie się udało :) ) - w tym zatraciłam się kompletnie podczas czterech dni wędrówki.
Inna przestrzeń, inna rzeczywistość, inaczej płynął czas.
Wieczory z gitarą w schronisku byłu dopełnieniem bieszczadzkiej błogości.
Mały kociak, mruczący na kolanach okazał się uroczym towarzyszem, obserwującym z zaciekawieniem naszą grupę i krążącą pomiędzy nami aroniówkę.

Nie pamiętałam kiedy ostatnio widziałam tak pięknie rozgwieżdżone niebo, można było stać i po prostu się wpatrywać..
 Może zbyt dawno nie przyglądałam się gwiazdom ..

Pojawiły się nadgryzione zębem czasu cmentarzyki,



przywołujące wspomnienia tych, których nie ma.. I myśli, by bardziej zagłębić się w historię tych terenów. Dotychczas zdarzało mi się czytać o wysiedleniach ludności z tych terenów, jednak nie wnikałam w to, co lubię najbardziej - w historię życia konkretnych ludzi, w ich pogmatwane losy..
2 lata temu, gdy pierwszy raz wybierałam się w Bieszczady, czytałam o tamtejszych wędrówkach papieża, gdy wraz ze studentami wędrował po tych okolicach, mijając spalone wioski..
Gdy wszystko było zniszczone, wyludnione, przerażające..
Dzikie Bieszczady..

Dziś nie są tak dzikie jak w latach 50. czy 60.-tych.
Nadal są urocze, na szczęście nie wlazła tu komercja.
Cieszę się, że nie wywalono tu żadnego koszmarku jak choćby Gołębiewski w Karpaczu, który pasuje do tamtejszego krajobrazu jak przysłowiowa pięść do nosa. Zawsze się krzywię jak jestem w Karpaczu i widzę to beznadziejne coś..
Smutne, że ktoś na to pozwolił..

Wyjeżdżając z Poznania w Bieszczady czuję się jakbym z wrzawy miasta wysiadła na cichym brzegu..

niedziela, 2 listopada 2014

ktoś odchodzi, ktoś zostaje ..

Wczoraj minęło 10 lat od śmierci mojego dziadka.
Poczułam się tak jakby 1.11.2004 był wczoraj..
A to było naprawdę dawno, bardzo dawno,  tyle się zmieniło od tego koszmarnego dnia

Potem odszedł K.
O wiele lat za wcześnie..

W zeszłym roku babcia ..

Każde odejście bolało. Chociaż każde inaczej.  Jednak każde było zaskoczeniem.

Coś wspólnego jednak miały te śmierci: szok, potworny ból, niedowierzanie, załamanie i co w moim przypadku szczególnie silne - bunt.

Śmierć zawsze przychodzi za wcześnie. Niezależnie czy zabiera osobę 80-, czy 23-letnią, czy kilkuletnią, nigdy nie jest odpowiednia pora. Zawsze chce się więcej - jeszcze rok, jeszcze parę m-cy, jeszcze dzień, godzina, ... chwila..

Jeszcze chce się powiedzieć parę słów, przeżyć coś razem..

I ciężko zrozumieć, że już NIGDY..
Słowo 'nigdy' przeraża, bo jak to ? Nigdy już dziadek nie opowie o swym wojennym dzieciństwie ?
K. nigdy już nie powie 'będzie dobrze' ? Nigdy już nie usiądę z babcią przy stole i nie wypiszemy tradycyjnych, papierowych kartek na święta ?

Nigdy...
Oni odeszli, a ja zostałam.

Trudno przyzwyczaić się do fizycznego nieistnienia kogoś, kto był blisko.
Pozostały kapcie w kuchni babci, gotujące się na obiad ziemniaki..
Nie zdążyła zjeść..
Mnóstwo kwiatów, książki, wiszące w szafie ubrania..
Bluzka, uszyta specjalnie na chrzciny prawnuczki..
Na których nie zdążyła być, walczyła w tym czasie o życie, przegrywając nierówną walkę kilka dni po chrzcinach.
A tyle razy mówiła, by malutką ochrzcić.. Ponaglała, nie rozumiała dlaczego tak zwlekają..
Pozostały papiery, świadectwo szkolne jej mamy, które jeszcze niedawno po raz kolejny mi pokazywała..
Leki, których nie zdążyła przyjąć
Zdjęcia.
Wspomnienia.

Myślałam, że ze spokojem dożyje nawet 90. urodzin..
Że jeszcze doczeka dni, gdy wreszcie dorosnę i spełni się moje największe marzenie -
na świecie pojawi się ona - moja wymarzona córeczka..

Nie doczeka :(

Śmierć przychodzi znienacka i przekreśla plany i marzenia.

Najpierw gdy odejście bliskiej osoby staje się faktem, nie do końca można w to uwierzyć.
To totalny szok.
Nie docierało do mnie, że oni nie żyją.. Nie potrafiłam sobie tego wytłumaczyć..
Gdy dotarło, pojawiła się bezkresna rozpacz..
Przepłakane noce, dni, które nie mają znaczenia, bo wszystko utraciło sens..
Po stracie dziadka zmuszano mnie do normalnego funkcjonowania..
Po odejściu K. niewiele pamiętam, czas mi się zatrzymał i nie wiedziałam co się wokół dzieje, bardzo mało pamiętam z tamtego czasu.. Mam dziury w pamięci i nie potrafię przywołać w pamięci wielu wydarzeń..
Po śmierci babci rozchorowałam się dość poważnie..
Wycofałam się z życia rodzinnego czy towarzyskiego, nie chciałam uczestniczyć w imprezach, spotkaniach, męczyły mnie one.
Nudne rozmowy, udawane emocje i nieszczerość raziły..
Pragnęłam spokoju, ciszy, bycia czasem sama, musiałam na nowo poskładać swój świat, by móc z powrotem odnaleźć siebie po stracie..

Dziadka nie ma całych, długich 10 lat.
Smutno mi gdy o tym myślę. Brakuje go..
Minęło uczucie kompletnej rozpaczy, pozostał smutek, z którym potrafię sobie jakoś radzić ..

K. nie ma już 6 lat..
Żal jego młodego życia, tyle jeszcze miał planów..
Tyle nie zdążył..
Czasami trudno mi uwierzyć, jak choroba potrafi zniszczyć tak młody, zdrowy, silny organizm..

Babci nie ma ponad rok.
Stosunkowo świeże rany jeszcze się nie zabliźniły.

Kiedyś, gdy byłam zdołowana po śmierci K., skierowano do mnie piękne słowa..
"Gdy nagle zerwie się wiatr i potarga Ci włosy, nie wierz, że to tylko wiatr. To będzie on, otulający Cię skrzydłami"
Jedne z najpiękniejszych słów, jakie kiedykolwiek usłyszałam..
I  jedno z najbardziej skutecznych pocieszeń, chociaż pocieszenia nigdy nie oczekiwałam.

Po każdej stracie upadałam, pogrążałam się w bólu..
Bardziej niż własny ból przerażało mnie jednak cierpienie bliskich ..
O ile swoje cierpienie jakoś znosiłam, radząc sobie na rozmaite sposoby, to bólu rodziny nie mogłam znieść. Nie potrafiłam spać, słysząc łkanie .. Nie potrafiłam pocieszyć, bo nie ma takich słów, by ukoić czyjś ból.. Można tylko być obok..
Nic więcej ..
Być, pozwolić mówić, uważnie słuchać, pozwalać płynąć łzom..
Albo milczeć, jak robi się za gęsto od słów.
Nie znoszę mówienia 'nie płacz, było, minęło'.
Skumulowane emocje kiedyś po prostu wybuchną..
Płacz trzeba wypłakać, złość wykrzyczeć, ból przeboleć..

Na grobie K. widnieje napis "Bóg sam wybrał czas"
Krótko, rzeczowo i dosadnie..
Miałam chwile w życiu, gdy wchodziłam do napotkanych, pustych kościołów, siadałam i jedyne myśli, jakie kotłowały mi się w głowie to: 'Boże, dlaczego ?'
Dlaczego na to pozwolono ? Dlaczego zabrano osobę tak dobrą, pomagającą wszystkim naokoło, myślącą o wszystkich, a dopiero na końcu o sobie ?
Dlaczego tylu morderców i ludzi-potworów żyje i ma się dobrze, a człowiek na wskroś dobry musi odejść w wieku 20 paru lat ? Dlaczego ? Jaki to ma sens ?

Dziś mniej we mnie buntu. Nie pytam dlaczego, odpowiedzi nie znajdę.
Może był zbyt dobry dla tego bezwzględnego świata ?

Tak mocno we mnie wierzył..
Mocniej niż ja sama.
Tak skutecznie uczył, że świat jest dobry..
Do dziś wierzę, że 'niewidzialna dłoń ochroni mnie', zawsze i wszędzie.

Chciałabym powiedzieć mu dwa słowa, które nigdy nie padły - Dziękuję. Przepraszam.

Z dziadkiem chciałabym jeszcze porozmawiać o wojennych czasach.
Opowiadał o nich, ale ja byłam zbyt młoda i niedojrzała, by bardziej się zainteresować.
Słuchałam, było to ciekawe.
Dziś słuchałabym uważniej, sam temat dziś bardziej mnie interesuje niż jak miałam naście lat.
Dopytywałabym.
O rodzinę także. Kiedyś średnio mnie to interesowało, dziś - bardzo.
Jak musiał się czuć, gdy zmarła mu mama, był przecież taki malutki..
Jaki wyglądało jego życie po stracie matki, jaka była jego macocha ?
Dopiero gdy sama trochę przeżyłam, więcej rozumiem.
Potrzebowałam lat, by to zrozumieć.
A los nie dał czasu na te rozmowy :(
Dziadek zawsze pamiętał o moich urodzinach i imieninach, pierwszy już od rana przychodził z życzeniami.. To takie miłe..
Bardzo mi tego brakowało, gdy go zabrakło..
Wyręczał mnie w moich obowiązkach - opiece nad królikami, potem kotami..
Przypominał mi, że kończy się kocia karma.
Pamiętam jak nosił kota w koszyku wiklinowym..
Niecały rok po śmierci dziadka kot zniknął


Mam jeszcze nadzieje, że kiedyś uda mi się porozmawiać z jego przyrodnim bratem o dziadkowym dzieciństwie, dorastaniu w tamtych czasach, trudniejszych i brutalniejszych niż nasze.
Nie chcę żartów, nabijania się, zmiany tematu na łatwiejszy. Chcę tylko szczerości..

Przykre, że nie zdążyłam dorosnąć wcześniej i zadać nurtujących pytań, gdy jeszcze żył..
Chciałabym go przeprosić za swoją dziecinność, niedojrzałość, lekkomyślność. Za typowo nastolatkową beztroskę.
Dorosłam dopiero 4 lata po jego odejściu.

Myślałam, że na wszystko w życiu jest czas.
Już wiem, że nie..

".. nie bądź pewny, że czas masz, bo pewność niepewna
zabiera nam wrażliwość tak jak każde szczęście.."

Pozostaje wierzyć, że gdzieś są i są tam szczęśliwi..

niedziela, 26 października 2014

kadry w głowie

Nigdy zbytnio nie interesowała mnie fotografia. Często wprawdzie pstrykałam mnóstwo fotek, podobnych do siebie, uwieczniając przeżycia, ludzi, miasta, momenty, które nie wrócą itp.
Lubiłam zatrzymywać na fotografiach chwile, wiedząc, że mijają bezpowrotnie.

Jednak nie zastanawiałam się nad samą fotografią, jakością zdjęć (kiepską), ustawieniami, obróbką, nie miało to dla mnie znaczenia.
Jakiś czas temu coś się zmieniło, sama nie potrafię jeszcze sprecyzować co.
Wpatruję się w zachody słońca, w górskie krajobrazy, w jesienną łąkę czy las i w głowie ustawiam kadr...
Widzę wyraźnie zdjęcie, jakie robię na razie w głowie, bez aparatu.
Wszystko idealnie samo się ustawia, znajduję się w cud-momencie, gdy coś zachwyca mnie swoją magią..

Może to ta jesień tak na mnie działa, może odzyskuję swoją mocno zachwianą, naiwną wiarę w świat...
Pora pomyśleć o jakimś średniej jakości aparacie, który uchwyci to, co siedzi mi w głowie, gdy z niemym zachwytem przyglądam się jesiennym barwom w górach..

sobota, 25 października 2014

".. tylko zrozumcie kiedy zechcę znowu z sobą być.."

Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa! - tyle miałam ochotę dziś wykrzyczeć, gdy co chwilę ktoś coś..
Telefon za telefonem, 'a  możesz to?', ' a możesz jeszcze tamto?', 'a pomożesz mi jeszcze?',
a jedyne co miałam chęć wyartykułować to: dajcie mi spokój, jestem cholernie zmęczona, chcę pobyć sama ze sobą, nie chcę nigdzie iść! nie chcę czegoś tam robić ! nie chcę!, nie chcę!, nie chcę, aAaAaaaaa !

Marzę o wieczorze sama ze sobą, z własnymi myślami, z książką i subtelną muzyką w tle..
Kiedy nikt nie będzie niczego chciał.
W minionym tygodniu brakowało takich..
Cały czas coś .. Już mi się nie chce o tym pisać, po prostu skumulowała się we mnie mieszanka złości z niecierpliwością. I parę razy najchętniej powiedziałabym niektórym, żeby poszli w pizdu.
Oczekiwania bliskich nie pokryły się z moimi planami.

Czasem tak mam, że potrzebuję pobyć sama ze sobą.
I choćbym miała walczyć z całym światem o te oczyszczające chwile samotności, zrobię to.
Starając się nie skrzywdzić nikogo i nie zranić czyichś uczuć, odetnę się na chwil parę od rzeczywistości.

Wkurzają mnie sytuacje, gdy chcę w spokoju poczytać, mówię, że czytam i jestem zajęta, po czym słyszę 'czyli nic ważnego nie robisz, to może pomożesz mi w tym i tym ?'
Wszystko we mnie wtedy krzyczy..
Przecież mówię, do k*rwy nędzy, że muszę odpocząć, a wolę odpoczywać czytając niż zajmując się pierdołami, dla ludzi niezwykle istotnymi, dla mnie - niekoniecznie.

Często mi smutno, że w najbliższe góry mam ok. 6 h...
Mam nadzieję, że w listopadzie wszystko ułoży się tak, abym miała okazję ponurzać się w niezwykłych barwach Bieszczad :)







czwartek, 23 października 2014

O nim. Krótko.

Może gdy uporządkuję myśli tutaj, spisując je, łatwiej będzie poukładać je sobie w głowie..

On.
Pełen sprzeczności, zmienny, niepewny.
Wzbudzający ogromne zaufanie. Sprawiający pozytywne wrażenie.
Niewierzący w ludzi. W siebie samego też niezbyt.

Czasem nie byłam pewna czy rozmawiam z dorosłym facetem czy z zalęknionym, niepewnym siebie, uciekającym od problemów, małym chłopcem.
Tak jak nie wiedziałam jak zareaguje na określone sytuacje.
Nie było jasne czy odpowie jak osoba dorosła czy ucieknie jak przedszkolak, któremu coś nie pasuje.
Cholerna niepewność..

Raz mówił i zachowywał się jak facet, by za chwilę przeobrazić się w chłopca.
Raz spokojny i sensowny, za jakiś czas wrzeszczący i widzący tylko to, co złe, ale nie w sobie.
Niepotrafiący normalnie rozmawiać na trudne tematy.
Tak jakby sobie zakodował, że gdy coś jest trudne, bierze się nogi za pas.
Nie zważając na krzywdę, zadawaną innym. W tym wypadku mnie.
Niebiorący odpowiedzialności za swoje zachowania i słowa.

Zmieniając miasta, ludzi wokół, zainteresowania ciągle czegoś szuka.
Testuje sam siebie.
Ale gdy tylko coś nie pasi - ucieka..
Nie chce zmierzyć się z trudem.
A przecież w życiu często jest ciężko, smutno i bezsilnie..
I wtedy też trzeba się z tym uporać..
Próbować, mozolić się, ale nie zwiewać..
Nie da się uciec od siebie samego.
Wyparcie trudnych sytuacji ze świadomości na dłuższą metę również się nie sprawdza.
Pozostaje tylko zmierzenie się z tym, co nieraz wydaje się, że przerasta..
I wtedy najłatwiej odnaleźć ... siebie.

Pytają mnie po co o tym mówię, po co piszę..
Głównie z powodu ogrooooomnego poczucia krzywdy.
Może też z powodu zawodu, jaki sprawił.

Chaos, jaki ma w sobie, przeniósł na mnie.

Dawał nadzieję, a za chwilę ją odbierał.
Pokazywał się z dobrej strony, by za parę m-cy ukazać prawdziwą twarz.
Życzliwość zmieniał w wrogość.
Mówił o czymś, z czego nagle się wycofywał.
Proponował wyjazdy, których nie miał w planie realizować.
Narobił takiej nadziei na chociażby Pragę, po czym pojechał sam/z kimś innym, nie widząc w tym nic niewłaściwego..
Nie obchodził go mój płacz, ból, wymiotowanie z nerwów, brak snu..


Po prostu świetnie bawi się ludźmi,
chyba nie do końca zdając sobie sprawę z cierpienia, na jakie skazuje takim zachowaniem.
Idzie sobie przez życie, depcząc uczucia ludzi, których spotyka (?)


Rozchwianie emocjonalne to jeden z jego poważniejszych problemów.
I pewnie dopóki sam się z tym nie upora, nie zbuduje niczego trwałego.
Na takich chwiejnych fundamentach nie może powstać nic stabilnego..



poniedziałek, 20 października 2014

Emocjonalne baterie

Cała sytuacja z nim sprawiła, że moje emocjonalne baterie prawie się wyczerpały.
Dobił mnie.
Gdy myślałam, że już wychodzę na prostą i że już może być tylko lepiej, gdy wyzdrowiałam na tyle, by móc wrócić do swojego stylu życia i gdy byłam pełna nadziei na normalność, oberwałam jeszcze z najmniej spodziewanej strony..

Po cichu liczyłam, że pomoże mi wstać na nogi po ponad półrocznej walce o wszystko..
Ale się pomyliłam...
Nigdy nikt nie zawiódł tak bardzo i nigdy nikt tak dotkliwie nie zranił


Zdaniem "Jesteś zbyt zamknięta" uderzył bardziej niż przysłowiowym nożem.
Nawet nie samym stwierdzeniem, lecz tym, że nie dał mi szansy na otworzenie się.
Był ciągle zajęty sobą i swoimi problemami, dostrzegał tylko i wyłącznie siebie.
Drugi człowiek był dla niego nieistotny, liczył się tylko on i jego świat.
A całe otoczenie, miasto, ludzie to tylko coś obok, coś, co można szybko zmienić..
Można skrzywdzić, obrazić, niesprawiedliwie ocenić i wyjechać/zamilknąć/zniknąć.
Zryć komuś psychikę i dziwić się o co chodzi.
Jak miałam się otworzyć, skoro on ciągle tylko mówił i mówił... o sobie ?
Ciągle o sobie, swojej rodzinie..
Ciągle i ciągle, nie dopuszczając innych do głosu.
Albo dopuszczając na chwilę, po czym .. przerywając kontynuować swoje.

Parę razy chciało mi się płakać, słuchając tych opowieści.
Nie rozumiałam, chociaż próbowałam przeanalizować zachowania poszczególnych osób z jego rodziny.
On nie próbował mnie zrozumieć. Nie zauważał, że miałam potwornie trudny czas w życiu.
Nie obchodziło go to, bo zajmował się swoim tyłkiem i niczym innym.
Takiego skupienia tylko na sobie dotychczas nie znałam.

Jakbym potrafiła przenosić się w czasie i wymazywać kolorową gumką cudze błędy, podarowałabym mu szczęśliwą, pełną rodzinę, aby nie musiał przechodzić przez to, przez co przeszedł.

Wszyscy by na tym skorzystali.
Ja też.





niedziela, 19 października 2014

to, co mniej ważne ..

 Wkurzam się na sytuacje, które niewiele znaczą, a z których ktoś potrafi robić awanturę..
Tak jak dziś. Jedna mała pierdołka, a ile hałasu..
Hałasu o nic. O nieistotność.
O coś, o czym za tydzień nikt nie będzie nawet pamiętać.

Też taka kiedyś byłam, przejmowałam się błahostkami, goniłam za tym, co nie ma znaczenia.
Nie potrafię już myśleć w 'stary' sposób, chociaż czasem szukam dawnej siebie ..
Nie odnajduję.
Zmieniło się wszystko, pozornie cały czas jestem taka sama, ale w rzeczywistości tamtej dziewczyny już nie ma.
Wiem, że wielu osobom się nie podoba moje obecne postrzeganie świata...
Nic na to nie poradzę. W zasadzie mam to gdzieś.
Jest czas do roku 2008 i po 2008 ...
Beztroska i dziecinność przeobraziły się w świadomość - świadomość postrzegania świata, problemów, siebie samej, drugiego człowieka... Sensu w szerszym znaczeniu.


Nieraz mam ochotę wrzasnąć na ludzi, żeby się obudzili.
By przestali zadręczać się bzdurami, tracić czas na bezsensownych kłótniach o byle co..
Nie wrzeszczę, po co.. Może sami zrozumieją, może w mniej brutalny sposób niż do mnie dotrze do nich, co w życiu ma sens.

U X i Y  dzieciak pomazał kredkami nową ścianę w nowym wypucowanym domu.
Krzyki, hałasy, pretensje, eh..
Bo wszystko nowe, piękne, drogie, świetnej jakości, dopieszczone..
Już kiedyś zabrali dziecku jakąś zabawkę, ponieważ ...poniszczyłaby parkiet. Nowy, starannie wybierany, przemyślany odcień i sposób ułożenia itp.
Wszystko nowe, nie wolno dotykać, chodzić, używać, najlepiej podziwiać z daleka.

Czy pobazgrana ściana w pokoju dziecięcym to rzeczywiście taki problem ?
Nawet jakby wydzielić jedną ścianę dla dziecka, żeby sobie na niej beztrosko malowało, komu to przeszkadza...
Fajna pamiątka, dzieciak szczęśliwy, a z czasem zawsze można niedrogim kosztem odmalować..
Niepotrzebne robienie problemu z czegoś, co nim nie jest.







czwartek, 16 października 2014

piękny październikowy czas

"Chociaż nie chce się wierzyć,
to od Ciebie zależy,
ile będzie jesieni w tym roku.
Czy nas wiatrem zawieje,
czy zabierze nadzieję... "

"Zaszumiało jesienią" A. Osiecka



Jesień na razie jest cudna.
Udało się wyskoczyć na weekend w Karkonosze, pooddychać innym powietrzem, odpocząć.
Pogoda była wspaniała, chwilami dało się chodzić po szlakach w krótkim rękawku.
Krajobrazy pełne zadumy i uroku umożliwiły spojrzenie na parę spraw z innej perspektywy..


Słowa często zdzierają piękno z oglądanych rzeczy, dlatego zamilknę i zamiast słów zostawię zdjęcia.













środa, 15 października 2014

uzupełnienie

Sama nie do końca wierzę w to, co napisałam..
Nie dopuszczam do siebie myśli, że on jest zły, że ludzie są tacy okropni
Przecież nie są.
Ludzie potrafią być cudowni, pomocni, przyjacielscy..
Bezinteresownie wyciągają dłoń, gdy jej potrzebujemy
Sami z siebie chcą być blisko nie tylko gdy świeci słońce, także wtedy gdy w duszy pada deszcz..

Tyle ciepłych słów otrzymałam w 2008 r., od bliskich, ale też od całkiem obcych ludzi
Czasem sama nie wierzyłam w ogromne ilości ludzkiego dobra..
Tyle pomocy dostałam, nawet gdy nie prosiłam..

Tak dużo najróżniejszych prezentów bez okazji, prezentów prosto z serca

Pamiętam taką sytuację z uczelni, gdy koleżanka sama z siebie zrobiła za mnie zadanie na zajęcia (dość czasochłonne i trudne), podpisała moim nazwiskiem, po czym jeszcze mi je wydrukowała i przyniosła :)

A inna przyjechała wiele kilometrów tylko dlatego, bo byłam smutna..

Gdy mieszkałam w BDG i nie miałam jeszcze internetu/tv/radia, kolega dzwonił w niedzielne wieczory, bo wiedział, że jestem całkiem sama w mieszkaniu ..

Wymieniać mogę długo..

Ludzie zaskakują dobrocią :)

A on nie jest zły..
Przecież ktoś, kochający koty, góry i przyrodę, nie może być okrutny.



jak najmocniej dowalić

Jeszcze mnie męczy ta sytuacja
Boli potworne zachowanie i robienie wszystkiego, by jak najmocniej zranić
Od dorosłej osoby oczekuje się raczej poważnych zachowań
A tu albo dziecinada albo okrutne traktowanie


Znajomi mówią - ciesz się, że się skończyło, on by cię całkowicie zniszczył, nie wytrzymałabyś psychicznie jego zachowań..
Pewnie mają rację.

Gdy napisałam, że widocznie jeszcze go potrzebuję, za niedługi czas zrobił co zrobił.
Myślałam, że zwariuję... z niedowierzania, z bezsilności, z żalu..
Gdy ktoś pisze czy mówi, że mnie potrzebuje, staram się nie zawieść.. Być, pomóc..
I to działa w obie strony
Nie spotkałam się jeszcze z takim - dla mnie - okrucieństwem..
Nie potrafię sobie wyobrazić sytuacji, że ktoś informuje mnie, ze jestem mu potrzebna, a ja to olewam, niszcząc czyjąś psychikę..
Sumienie by mnie wykończyło.
Jak można spokojnie zasnąć ze świadomością, że przeze mnie ktoś potwornie cierpi ?
Ja nie potrafię i mam nadzieję, że nigdy nie stanę się bezwzględną, wredną i  niesprawiedliwą egoistką.. I że nigdy nikt nie będzie cierpiał przez moje wredne zachowanie..

"Żyj tak, aby nikt nigdy przez ciebie nie płakał..."
Nie pamiętam już skąd znam te słowa, towarzyszą mi od wielu lat ..

I naprawdę potrafię docenić parę jego pozytywnych zachowań..
To nie tak, że widzę tylko to, co krzywdzące..
Tylko złego jest jednak zbyt dużo..
Doceniam, że po długim czasie jednak się zebrał i przyjechał ..
Przemilczę co było przedtem..
Ile nocy wpatrywałam się w sufit, próbując sobie poukładać jego zachowanie w jedną logiczną całość..
Ile weekendów czekałam na jego przyjazd i jakiekolwiek wyjaśnienia
Jakby poinformował, że np. chce wpaść, ale to dla niego ciężkie i potrzebuje trochę czasu - zrozumiałabym.
Ale nie, po co .. Prościej się nie odzywać albo odzywać się wrogo

Tak samo jak łatwiej było zadzwonić w lutym i wymienić moje wady, zrzucić winę na mnie..
Bo Ty to, bo Ty tamto, bo Ty źle..
A przecież zanim oceni się drugą osobę, trzeba spojrzeć na siebie i swoje własne wady ...

Wszystko ja źle zrobiłam, wszystko przeze mnie, wszystko nie tak
Tylko, że ja się starałam :(
I nawet gdy świat rozpadł mi się po raz kolejny na drobne części, gdy musiałam pochować ukochaną babcię i gdy z temperaturą 40 st. ledwo zwlekałam się z łóżka, nie mając siły nawet zrobić sobie gorącej herbaty, dygocąc z zimna, STARAŁAM SIĘ, interesowałam się jak mu idzie pisanie pracy, jak sobie radzi itp.
Wiem, niezbyt miłe takie pisanie z mojej strony ..
Ale naprawdę było źle i naprawdę go potrzebowałam..
Biegając od lekarza do lekarza miałam dosyć wszystkiego - badań, diagnoz, osłabienia, gorączki..
Marzyłam o jakimkolwiek wyjeździe, gdziekolwiek, byle móc odpocząć..
Nie mogłam, byłam zbyt słaba fizycznie :(
Gdy trzeba było uśpić mojego 14-letniego psa, już nawet nie płakałam, tylko po prostu wyłam ..
Byłam przerażona, wszystko zbiegło się w czasie - walka o życie babci, moje dość poważne chorowanie i jeszcze psiak..

Nigdy niczego nie docenił.
Nawet teraz, niedawno, gdy miałam nadzieję, że skoro ma odpowiednią wiedzę, to pomoże chociaż uporać się ze stratą babci, że chociaż raz coś dobrego zrobi, coś naprawi..
Może jego celem było dowalenie mi tak, żebym siedziała i płakała ?
Może tylko o to mu chodziło ?
Chciał sprawdzić jak to jest zniszczyć człowieka i zostawić samego ?

No tak, zapomniałam, przecież jego też skrzywdzono, więc tym samym sam dał sobie prawo do krzywdzenia ludzi .. W sumie kiedyś coś takiego powiedział.

piątek, 10 października 2014

świat nigdy się nie zatrzyma..

Patrząc na to co ostatnio dzieje, mimo, że jestem z boku, czuję ból i rozpacz tych, których teraz dotknęła taka tragedia..
Nie muszę spojrzeć w ich oczy, by wiedzieć co przeżywają..
Nie dlatego, że jestem taka mądra, domyślna i empatyczna.
Nie jestem. Wcale.

Straciłam już parę osób, które były mi bliskie.
Straciłam osobę młodą, 20-paroletnią.
I niestety wiem jak to boli..
Chociaż wolałabym nie wiedzieć. I nie czuć tego potwornego kłucia w środku.
Tego żalu..
Bólu, który rozrywa serce i przeszywa duszę .. Nie pozwala funkcjonować..
Tak, jakby wszystkie narządy wewnętrzne próbowały z rozpaczy przedrzeć się na zewnątrz..
Śmierć człowieka młodego, pełnego życia, mającego setki planów i marzeń wytrąca z równowagi.
Bo jak to ? Jak to możliwe, że odchodzi taka wspaniała osoba, ciągle uśmiechnięta, pomagająca innym, zarażająca optymizmem i wiarą, że wszystko będzie dobrze.
Ciągle mi powtarzał, że wszystko się ułoży, będzie dobrze, bo musi być.
Uczył mnie optymizmu i wiary w świat.
Nauczył..
Nauczył i odszedł.

A ja zostałam. I nie wiedziałam co dalej, bo nie widziałam dalszego sensu niczego. Wszystko było bezsensowne, puste.. Nie rozumiałam dlaczego świat się nie zatrzymał..
Mój świat rozsypał się na miliony kawałeczków i długo go zbierałam.. Siebie też.
Patrzyłam na wschodzące słońce i dziwiłam się, po co ono wstaje.
Gdzieś obok przemykały zmieniające się pory roku, ledwo je dostrzegałam, zresztą i tak było mi to całkowicie obojętne.
Zatrzymałam się.
Miałam 23 lata. Zwolniłam, przewartościowałam swoje poglądy. Zmieniłam się, zdaniem wielu tych, co mnie znali..
Musiałam dorosnąć. Nagle i brutalnie odebrano mi beztroskę.
Dopiero jego śmierć uświadomiła mi jak kruche jest (młode) życie...
I pokazała, co jest w życiu ważne..
Wtedy zrozumiałam, że ciągle za czymś gonimy i w tym szaleńczym pędzie gubimy to, co ważne - siebie..
Dotarły do mnie banalne prawdy, tak proste, ale zarazem tak trudne.

Spadłam na dno rozpaczy i mozolnie się z niego wydostawałam.
Nie byłam sama.
Dziękuję wszystkim, którzy wtedy BYLI.
Byli ze mną, nie pozostawili samej sobie.
Chociaż bywałam niemiła, obojętna, apatyczna, zaryczana zawsze doceniałam to, że jesteście.
Nawet gdy o tym nie mówiłam.

Uczyłam się żyć na nowo.
Bardziej świadomie.
Z ogromnym żalem, bólem, buntem, złością, bezsilność wstawałam co rano.
Wstawałam, bo musiałam.
On chciałby, żebym żyła dalej.
Poza tym miałam dla kogo żyć.
Świat się nie zatrzymał. I nie zatrzyma nigdy.
Dla świata nic się nie stało, ot jedno ludzkie życie mniej..

Wszystko toczy się dalej. Kolejne młode istnienia znikają.
Następne osoby wariują z bólu, zastanawiając się po co to wszystko - po co po nocy wstaje dzień a po zimie nadchodzi wiosna..

Jeszcze nie zobojętniałam na świat.
Jeszcze pęka mi serce, gdy słyszę, że odchodzi ktoś, kto dopiero zaczynał życie..
Trzy nastoletnie życia zgasły po wypadku w moim mieście..
Odeszła młoda aktorka, jedna z niewielu, jakie ceniłam. Jako człowieka.  Za naturalność i przede wszystkim mądrość życiową. Wiele lat temu, jeszcze przed stratą K., przeczytałam gdzieś wywiad z nią. Chyba w poznańskiej gazecie, za czasów jak ona tu mieszkała. Zapamiętałam zdanie "Najważniejsza w życiu jest rodzina"

Każdego dnia rozgrywają się ludzkie dramaty..
Płyną łzy, pękają serca.
Tragedie tych, którzy odchodzą i tych, co zostają ..


"Pod ciemnym światłem gwiazd jak ciężko żyć tym, co ...................... ZOSTALI..."

sobota, 4 października 2014

Malowanie słowem

Ostatnio odpuściłam sobie trochę koncertów, ale tego przegapić nie mogłam. 
I nie miało znaczenia, że nic nie pasuje - dzień, godzina, miejsce czy dojazd. Musiałam tam być i koniec :)
Poprzestawiałam plany, pokombinowałam, przedarłam się przez popołudniowe piątkowe korki.

Lubię słuchać muzyki na żywo. Od zawsze.
Jej głos mnie rozwala. Nie wiem co ona w tym głosie ma, ciężko mi to nazwać. 
Coś niesprecyzowanego, ale cudnego, hipnotyzującego.
Taki głos w dawnym stylu, wywołujący niemy zachwyt. 
Inna przestrzeń, inny świat. 


Jej muzyka jest inna niż to, czego czasem jestem zmuszona słuchać w radiu. 
Coraz bardziej się męczę jak muszę dłużej słuchać tej byle jakiej radiowej papki. 
Odkrywam sobie, sama dla siebie, inny muzyczny świat, szukam inspiracji, grzebię w najróżniejszych muzycznych gatunkach. 
Dziś, gdy mamy internet, nie jest to trudne. 
Szkoda, że tylu utalentowanych muzyków pozostaje niedocenionych, kompletnie nieznanych, a w mediach króluje bylejakość i totalna tandeta... 

Takie to wszystko kolorowe, głośne, błyszczące, ale ... puste. 

Wczoraj było magicznie..
Klimatycznie..
Nostalgicznie..







Zdjęć lepszej jakości niestety nie mam. 

Dorota Osińska, bo o niej mowa, rzadko koncertuje w moich okolicach. 
Tym bardziej się cieszę, że udało mi się w końcu dotrzeć, zasłuchać się..

A gdy ona po koncercie wyszła podpisać płyty, porozmawiać, jej mała córeczka czarowała niebieskimi oczami..

Ciekawie by było, móc usłyszeć Dorotę Osińską w poznańskiej operze, akustycznie.. 






czwartek, 2 października 2014

Wieczorne pisanie

Zanim dojdę do tematu właściwego bloga, minie jeszcze mnóstwo czasu.
Podobno nie jest dobrym pomysłem mieszać to, o czym z założenia miał być blog z moimi przemyśleniami.
Lubię być na przekór, więc znając siebie pewnie zmiksuję wszystko w jednym miejscu.


Gdy pojawi się temat właściwy, spróbuję zaprowadzić trochę porządku.
Na razie to piszę sobie, ot tak, wieczorami. Sama dla siebie.
Nie dbając o ład.

Pierwszy raz w życiu cieszę się na nadchodzącą jesień.
Zwykle z ubytkiem słońca ubywało mi energii, a szare, deszczowe dni pozbawiały mnie dobrego humoru. O ile październik jeszcze w miarę znosiłam, to depresyjny listopad stawał się moim najgorszym miesiącem w roku..
Gdy listopadowe poranki niepostrzeżenie zmieniają się w wieczory, znika ochota na spacer, rower, kino czy teatr. Wielokrotnie zastanawiałam się dlaczego listopad tak dołuje..
Parę powodów by się znalazło. Główny jest banalny - wszystko rozpływa się w ciemności..
Świat przestaje zachwycać magią, a zaczyna przerażać ciemnością.
Jak byłam mała, bałam się zasypiać przy zgaszonym świetle, zapalano mi wówczas małą lampkę. I już było przyjemniej. Inaczej, jaśniej, pogodniej, łatwiej.
Do dziś nie lubię schodzić w ciemności do piwnicy.
Nigdy w życiu nie obejrzałam horroru i pewnie tak już pozostanie..
Jak robi się ciemno, mrocznie i upiornie, najchętniej schowałabym głowę pod kołdrę..

W tym roku jesień będzie inna.
Spokojniejsza, zaczytana, przespacerowana. Smutek we mnie powinien zniknąć, rozprysnąć się jak bańka mydlana na wrocławskim rynku.
Chcę odkryć inną jesienną przestrzeń, taką, jakiej jeszcze nie znam.

Tak to sobie wymyśliłam, słuchając muzyki i pisząc w przyćmionym świetle..