środa, 31 sierpnia 2016

Po to mam bloga.



Czy kiedyś nadejdzie taki czas, kiedy przestanę ufać ludziom ?
Czy nauczę się, że nie warto, bo oni po prostu ranią ?
Ranią i idą w pizdu, a ja liżę rany.


Może pora dorosnąć i przyjąć do wiadomości, że ludzie są podli ?
Przestać się łudzić, że świat jest cudowny, bo kurwa nie jest.
Jest okrutny, niesprawiedliwy i zły.

A ktoś, komu jeszcze wczoraj ufałam, dziś pokazał, że nie było warto.
Tak po prostu, ale przecież to nie pierwszy raz.

Już tyle razy się przejechałam, a jeszcze ciągle mam w sobie jakąś dziecięcą wiarę, że może ta osoba nie skrzywdzi. Naiwność, głupota, bo jak inaczej można to nazwać ?

Życie pokazuje, że ufać można tylko rodzinie i najbliższym osobom, a do całej reszty świata należy podchodzić z odpowiednim dystansem.
Przyglądam się sama sobie i próbuję to sobie wbić do głowy.

 Muszę się nauczyć dystansować, nie mówić o sobie zbyt wiele, nie próbować ratować świata
 na siłę. Nie pomagać ludziom jeśli o to wyraźnie nie poproszą, nie starać się być fair - bo niby po jaką cholerę ?

Jedyne na co teraz mam siłę to utarcie łez z policzków i wytarcie zasmarkanego nosa.
Jutro Berlin - miasto, w którym już wielokrotnie lizałam rany, wyliżę więc i te wczorajsze, świeże.

W międzyczasie wybaczę. Zwykle wybaczam, co nie znaczy, że zapominam.
Pamiętliwa jestem straszliwie, na dnie duszy zostaje zadra ..
Uruchamiam właśnie do tej osoby opcję ograniczonego zaufania, od teraz. Na dłuuugo, może na zawsze.

sobota, 27 sierpnia 2016

Ku przestrodze/ku pamięci. Auschwitz/Birkenau

Gdy byłam młodsza, broniłam się przed zobaczeniem jakiegokolwiek obozu koncentracyjnego.
Nie chciałam tam wchodzić i patrzeć na tragedię ludzką, na taki ogrom cierpienia, jaki nie mieści się w głowie.
Parę lat temu byłam w Majdanku w Lublinie, a zaledwie tydzień temu temu w Auschwitz/Birkenau, czyli Oświęcimiu/Brzezince, największym nazistowskim obozie koncentracyjnym.

Do obozu wchodzi się z przewodnikiem, można tam spędzić 3.5 godz., można 6 godz, a gdy ktoś chce bardziej zagłębić się w temat - nawet 2 dni.
Osobiście wybrałam opcję 3.5- godzinną i uważam, że jak na pierwszy raz spędzony w takim miejscu ten czas wystarczy. Oczywiście w 3.5 godziny (+ troszkę doliczonego przez przewodnika czasu) nie da się zobaczyć wszystkiego, np. wejść na wieżę czy do każdego dostępnego baraku.
Ale ma się ogólny pogląd jak to kiedyś wyglądało...
Teren jest ogromny, oczami wyobraźni można cofnąć się do przeszłości i zobaczyć ludzi - setki, tysiące, miliony ludzkich istnień.  Ludzi, wysiadających całymi rodzinami z pociągów i nie wiedzących, że za ok. 20 czy 30 minut już ich nie będzie. Zwabionych z całej Europy, jadących "do pracy w fabrykach"/"do pracy na roli", z walizkami, wszystkim tym, co miało dla nich wartość - czy to materialną czy sentymentalną. Do walizek spakowali kosztowności, pamiątki rodzinne, ulubionego misia dziecka.

I przyjechali pociągiem do Brzezinki - raczej nie będzie przesadą określenie, że prosto pod drzwi komór gazowych.
Jednych od razu skierowano na śmierć, innych do niewolniczej pracy. Porozdzielano rodziny, zabrano przyszłość. Nieświadomi losu jaki im zgotowano, nadzy weszli pod prysznice, by poddać się dezynfekcji. Tylko, że zamiast wody 'leciał' cyklon B. Przed prysznicem kazano im zapamiętać numerek, pod jakim powiesili swe ubrania; no tak, po co oprawcom atak paniki ..
Umierali w ciągu 20-30 minut, tyle wystarczyło, by uśmiercić człowieka przy odpowiednim stężeniu cyjanowodoru. Każdy z nas uczył się w szkole o Holocauście, każdy wie jak to wyglądało. Inaczej czytać lektury, nawet te z listy książek ponadprogramowych czy wspomnienia ocalałych, a inaczej być w miejscu, w którym rozegrała się ta tragedia. Zamknąć oczy i ich zobaczyć - Polaków, Żydów, Romów,  homoseksualistów, więźniów politycznych, dzieci  itp. itd. - ludzi, których inni ludzie postanowili zmieść z powierzchni ziemi. Przyjrzeć się ich drodze, ich upokorzeniu, ich życiu, które niechybnie chyliło się ku końcowi.

Wszędzie liczby.  Domniemana liczba zabitych, liczba ocalonych, ilość dziennie uśmiercanych w krematoriach, liczba osób 'zakwaterowanych' w barakach..  Zewsząd docierają liczby - tysiące ludzi przyjechały nowym transportem by zająć miejsca tysiąca właśnie zabitych..
"Jedna śmierć to tragedia, milion – to statystyka" - tylko tyle przychodzi na myśl ..


Za każdą śmiercią kryje się jakiś człowiek i jego życiowa historia, a takich historii są miliony..  Tych, którym dano więcej czasu, wykańczano codziennymi, długimi apelami, morderczą pracą, znęcaniem się, głodówką, a na ich tragedii robiono po prostu biznes. O tym się nie mówi, o tym nie uczą w szkole ..Ciężko pisać o zębach ofiar przetapianych na złoto czy o zrabowanym majątku, a przecież Żydzi jadąc do Auschwitz, do walizek pakowali to, co mieli najcenniejszego.
Tutaj można dowiedzieć się więcej na temat świetnie prosperującego biznesu:

http://ciekawostkihistoryczne.pl/2015/10/27/korporacja-w-niemieckim-stylu-ile-niemcy-zarabiali-na-auschwitz



Nie miałam wystarczającej ilości czasu, by przyjrzeć się zdjęciom twarzy ofiar. Zdjęcia te wiszą w niektórych barakach. Ludzi ze zdjęć już dawno nie ma. Kim byli zanim trafili do umieralni ? Jak wyglądało ich codzienne życie ? Czym się interesowali ? Co czytali w wolnej chwili ?


Po lewej:  Puszki po cyklonie B.


 Po prawej: niedostępny dla "zwiedzających" barak, w którym przeprowadzano brutalne eksperymenty medyczne np. na parach bliźniąt. 



Baraki w Birkenau




Ruiny wysadzonych przez nazistów krematoriów, znajdujących się w Birkenau. Nie ma się co dziwić, że ślady zbrodni w miarę możliwości zacierano..

Nie zamieszczam bardziej drastycznych zdjęć, jeśli ktoś chce, może sfotografować ścianę straceń czy wnętrza krematoriów w Auschwitz (te w Brzezince są w ruinie), zakaz fotografowania obowiązuje w barakach, w których znajdują się np. ludzkie włosy. Przewodnik-edukator wcześniej uprzedza grupę o zakazie robienia zdjęć czy o zakazie użycia lampy błyskowej.
Czasem nawet nie ma się ochoty na wyciągnięcie aparatu/telefonu ..

Tak jak wspominałam na początku, spędziłam w tym miejscu trochę ponad 3,5 godziny.
Najpierw przewodnik wprowadza grupę przez bramę z napisem, który chyba jest zrozumiały na całym świecie:  "Arbeit macht frei", następnie ok. 2 godzin przeznacza się na poznanie Auschwitz, po czym przejeżdża się autobusem do Birkenau, gdzie grupa spędza ok. 1.5 godz.

Ogromne podziękowania należą się przewodnikowi, dzięki któremu mogłam zagłębić się w historię tego obozu.. Niezwykły człowiek, z pasją oprowadzający po przecież niełatwym do pojęcia miejscu, przekazał całej naszej grupie ogrom niesamowitej wiedzy, co ważne także takiej mniej oficjalnej, mniej wygodnej. W imieniu grupy z dnia 17.08 z godziny 14 15 - baaaardzo dziękuję.

Moim zdaniem obóz w Auschwitz/Birkenau warto zobaczyć na własne oczy, chociaż dla bardziej wrażliwych osób nie będzie to łatwe przeżycie.
Co ważne dla rodzin z dziećmi - obowiązuje całkowity zakaz wchodzenia do baraków z dziecięcymi wózkami. Osobiście uważam, że to jednak nie jest odpowiednie miejsce dla małych dzieci. 
Zapewne ciężko zachować spokój, gdy spogląda się na swoje maleńkie, bezbronne dzieciątko i słucha o tamtych równie bezbronnych dzieciach, które TUTAJ ginęły, niewyobrażalnie cierpiąc.

Wpis zakończę parafrazą słów, jakimi pożegnała się nasza grupa:
Jeśli ludzie z całego świata jeszcze ciągle chcą zobaczyć takie miejsca jak Auschwitz i jeśli takie miejsca ciągle wywołują zdziwienie:  "Jak to możliwe, że doszło tu do czegoś tak strasznego ?", to może z tym światem jeszcze nie jest tak źle (?)

niedziela, 7 sierpnia 2016

Tanie podróżowanie cz. I. Weekend z oraz w PKP :)

Coraz łatwiej dziś niskobudżetowo podróżować. Zewsząd kuszą tanie bilety lotnicze, a przewoźnicy autobusowi prześcigają się w wrzucaniu biletów po 2, 5 czy 10 zł.

Miniony weekend planowałam spędzić w Lublinie na Carnavale Sztukmistrzów.


Wraz z kolegą zakupiliśmy bilet weekendowy PKP (w cenie 79 zł.), umożliwiający podróżowanie pociągami (TLK oraz IC) na dowolnych trasach w kraju pomiędzy godziną
19 00 w piątek a 6 00 w poniedziałek.

Pozwiedzaliśmy trochę miasto, do którego wróciłam z sentymentem po paru latach.
Lubię Lublin za jego inność, kameralność, śliczną starówkę, uroczy zamek, wspomnienia. Za każdym razem odkrywam tu coś nowego i żałuję, że nie wpadam częściej, ale ponad 6 godzin w PKP w jedną stronę troszkę komplikuje sprawę.

Na Festiwal Sztukmistrzów chciałam przyjechać już parę lat wcześniej, ale dopiero w tym roku się udało.
Niestety zdecydowałam się na przybycie na tyle późno, że mogłam  zapomnieć o zakupie jakichkolwiek biletów na spektakle zamknięte; wszystkie zostały wykupione dużo wcześniej.
Trudno, może innym razem.
Jeżdżenie rowerem miejskim po zakamarkach Lublina,  obejrzenie kaplicy zamkowej (cudeńko!) oraz wystawy obrazów Józefa Pankiewicza czy zejście do podziemi pod rynkiem zrekompensowały brak spektakli. (podziemia może .. najmniej)

Na festiwalu spędziliśmy jeden dzień, po czym stwierdziliśmy, że zaszalejemy i pojedziemy gdzieś dalej, gdzie dawno żadne z nas nie było. Chcieliśmy jednak wykorzystać nasz jeden lubelski dzień do końca i zostać do późnego wieczora, więc braliśmy pod uwagę tylko podróż pociągiem nocą. Rozważaliśmy Kraków i ŚDM, ale pociągi zbytnio nie pasowały. Przypasował za to idealnie PKP Dęblin-Hel, więc zdecydowaliśmy się do niego wsiąść. Nie
 
zniechęcił nas fakt, że nie ma już obowiązkowych miejscówek i być może spędzimy długą noc na korytarzu w PKP. Mimo braku tychże miejscówek siedzieliśmy sobie wygodnie całą trasę i z różnym skutkiem próbowaliśmy spać. Rano polskie wybrzeże przywitało nas pięknym słońcem, po zjedzeniu szybkiego i byle jakiego śniadania ruszyliśmy na plażę. Zrobiliśmy sobie morski spacerek od Helu przez Juratę do Jastarni, gdzieniegdzie mijając grupy opalających się i wypoczywających wczasowiczów.
Z Jastarni dojechaliśmy do Gdyni, gdzie mieliśmy ok. 2 godzin do kolejnego pociągu, tym razem już zmierzającego z powrotem do Poznania.
Aby nie marnować czasu, poszliśmy na plażę w Gdyni. Upalny dzień ustępował miejsce chłodnemu
wieczorowi, piasek już nie grzał bosych stóp, za to mewy uroczo darły mordy, podchodząc do nas i błagalnie patrząc w kierunku naszych średnio świeżych helskich drożdżówek.
Czas szybko minął, trzeba było zbierać się na dworzec.
Wsiadam w pociąg powrotny, nie ocieram żadnej łzy - można sparafrazować słowa słynnej piosenki.
Czekała nas trzecia spędzona w PKP noc, zbliżał się poniedziałek i powrót do codziennej rutyny. Zmęczenie delikatnie dawało się we znaki, ale zgodnie żałowaliśmy, że nie mamy jeszcze jednego dnia - pojechalibyśmy ... w góry :)
Tym bardziej, że siedzieliśmy już w pociągu relacji Gdynia - Jelenia Góra.
 
Około drugiej w nocy wysiedliśmy w naszym Poznaniu, przecierając zaspane oczy i żegnając podróżniczy weekend.
Oby nie na długo, tyle pięknych miast jeszcze czeka :)

sobota, 6 sierpnia 2016

Nie ciągnij mnie w dół !



Nie mów, że i tak się nie uda. Jeśli nie spróbujesz, to się nie uda, proste.
Ja chcę próbować, walczyć o siebie i swoje marzenia.
Nie zniechęcaj mnie - już zbyt wiele osób ciągnęło mnie w dół, świadomie lub nie wyrządziło trochę krzywdy.

Podaruj mi dużo swobody, wspieraj jak chcesz. Nie musisz oczywiście tego robić, ale proszę - nie ciągnij w dół...
Tyle razy słyszałam, że coś się nie uda, że po co próbować.

Pamiętam jaki żal mi towarzyszył podczas wybierania klasy w liceum, jak mnie zniechęcono do zdawania do klasy humanistyczno-teatrologicznej, bo "i tak będziesz miała zbyt mało punktów", "zobacz, tu zdają najlepsi, osoby, które mogłyby pójść do najlepszego ogólniaka w mieście, ale wybrały tą klasę, nie dasz rady".
Dostałabym się do tej klasy, może tkwiłabym na dole listy, ale wystarczyłoby mi punktów, by się w niej znaleźć.
Wtedy byłam jeszcze młoda i mało świadoma siebie i swoich decyzji; słuchałam tego, co mówią inni.
To się wreszcie zmieniło, dziś staram się ignorować opinie pt. "Ależ wszyscy postępują tak, bo właśnie tak jest ok", nauczyłam się walczyć.

Jak nie zawalczysz o siebie, tak naprawdę nikt nigdy nie zrobi tego za Ciebie.
Będzie ciężko, może nawet usłyszysz śmiech za swoimi plecami, złośliwych uwag też Ci nie oszczędzą.
Olej to i idź przed siebie, po swojemu.
Nie przejmuj się tym, co o Tobie mówią. Ludzie uwielbiają plotkować, więc niech plotkują, skup się na sobie. I nigdy, przenigdy nie ciągnij innych w dół.  Zwłaszcza dzieci, które są tak uroczo ufne i naiwne, mają miliony marzeń - choćby te dziecięce marzenia wydawały Ci się nierealne, uwierz w nie. Co jest dziwnego w tym, że mała dziewczynka pragnie zostać gwiazdą estrady ? A druga marzy o byciu aktorką w najbardziej ekskluzywnych teatrach Europy ? Przecież marzenia się spełniają ..