środa, 28 grudnia 2016

Wracam

Nie pisałam trochę. Przygwoździł mnie jesienny świat.
Byłam zmęczona, czasem pisywałam inne rzeczy, ale raczej krótkie, szybkie i niezaprzątające myśli na dłużej.

Nie miałam głowy do wielu spraw. 

Zapewne sam/sama wiesz jak to jest gdy zwala Cię z nóg..
Zmęczenie takie, że aż bolą mięśnie.
Takie cholerne zmęczenie, że gdy proponują Ci  bilet na koncert Dżemu dosłownie za grosze, lecz
 nie masz siły na niego pojechać, chociaż wiesz, ze pewnie byłoby zajebiście.
Ale padnięcie na łóżko to szczyt Twych możliwości weekendowych.

Gdy na głowie miliony spraw, a wszystkie na teraz, na już, pilne jak cholera.
Gdy od 16 panuje ciemna noc, a Ty marzysz o spacerze po dywanie z liści.
Gdy ciągle słyszysz, że jesteś niewystarczająco dobra, a w zasadzie słyszysz, że jesteś beznadziejna i nie pasujesz do tego świata.

Zagryzasz więc mocno zęby, żeby się nie rozpłakać.

Gdy rodzina ciągle się czepia, bo nie żyjesz tak jak Twoje kuzynostwo, czyli w jeden jedyny słuszny sposób. Bo włóczysz się gdzieś niewiadomo nawet gdzie, po jakichś górach i gdzieś tam jeszcze zamiast zająć się życiem.
I zajmujesz się pierdołami, które niewiele Ci dają. To, że dają Ci radość, nikogo nie obchodzi.

Gdy starasz się możliwie jak najbardziej zaangażować w przygotowanie Szlachetnej Paczki dla potrzebującej rodziny, ale nie masz czasu .. I czujesz się podle.
Bo na nic nie masz czasu. Wydzierasz więc potrzebny Ci czas na siłę i robisz tyle ile zdążysz.


Jedyną muzyką, jaką jesteś w stanie znieść wieczorami, jest cisza. Inne dźwięki przewiercają Ci mózg.
Niezgłębiona grudniowa ciemność zamiast zachwycać, irytuje.
Spojrzenie, zazwyczaj roziskrzone głodem świata, jakoś tak obojętnieje.
Ileż można słuchać, że jest się do niczego ?

Najchętniej wyłączyłabym internet, aby nie wiedzieć.
By nie czytać o tym co się wydarzyło w Berlinie - na placu,  na którym przecież wiele razy zdarzało mi się być.  Znam tamtą okolicę stosunkowo dobrze.
Właśnie tam urzeczywistnił się koszmar, którego obawiano się w Berlinie od dawna..
I o tragedii chóru Alexandrowa, którego koncertu miałam okazję posłuchać w poznańskiej arenie w  listopadzie 2013 r.

Zamykam oczy, rozłączam internet, wylogowuję się z wirtualnego świata.

Zewsząd płyną pytania czy dalej chcę jeździć do Berlina i czy pojadę jeszcze na świąteczne jarmarki.
Tak, czasem się boję. Tak, wiem, co się wydarzyło. Tak, zdaję sobie sprawę z tego co do mnie mówicie. Tak, pojadę.

Natłok myśli wysysa energię. Krytyka podcina skrzydła. Świat przytłacza.

Zamiast rozbłysnąć, gaśniesz...Potrzeba chwili, by otrząsnąć się z mocnych słów.
Kolejnej, by odpocząć i nabrać sił.
Ze spokojem pomyśleć i przypomnieć sobie co naprawdę jest ważne.
Odkryć na nowo dziecko w sobie - dziecko, które potrafi się cieszyć tym, co ma i docenia każdą chwilę. Bo nic nie jest dane raz na zawsze.

Jesteśmy coraz bardziej zblazowani i nic nas nie cieszy.
Nie doceniamy tego, z czego możemy korzystać, a gdy coś tracimy mamy pretensje do całego świata..

Odpoczęłam. Wracam do pisania, do korzystania z chwili, do 'siebie'.

"Do kiedy jestem,
nie powie, nie powie mi nic
Do kiedy będę,
nie wie nikt.."



Alicja miała 26 lat.
Korzystała z życia na maxa, żyła tak szybko i intensywnie jak tylko się da.
Podróżowała po świecie, niedawno wróciła z Tajlandii. Jak powiedzieli jej znajomi,
ona bywała wszędzie. Pełna życia, uśmiechnięta, zadowolona.
Dobrze, że tyle zdążyła, bo potem przyszła sobie choroba i ot tak ją zabrała. No niezupełnie ot tak, dano im jeszcze tydzień.
Jak zawsze - nie było szans na ratunek. 

Ile takich historii słyszałaś/eś ? Ja zbyt dużo.
Moi rodzice uczestniczyli w jej pogrzebie, o nic nie pytaj.

Ciesz się, że jesteś.

Niedługo pojawi się relacja z wrześniowego Budapesztu, która napisać się jakoś nie może.

niedziela, 4 grudnia 2016

Szlakiem miast na "B". Bukareszt




19-20.11.2016 spędziłam w stolicy Rumunii - Bukareszcie, o którym to troszkę już się naczytałam,
więc teoretycznie wiedziałam czego się spodziewać.  Bukareszt jest nazywany jedną z brzydszych europejskich stolic, do czego bardzo przyczyniły się lata dyktatorskich rządów Nicolae Ceaușescu, 
który to delikatnie mówiąc cofnął rozwój kraju. W rzeczywistości zrównał z ziemią sporą część starej części Bukaresztu, przez co miasto nazywane Paryżem Wschodu straciło swój blask.

Dziś chyba pomalutku Bukareszt się otrząsa ze swojej tragicznej historii, z naciskiem na pomału..
Wiem, że listopad nie jest najlepszym miesiącem na zwiedzanie; to raczej najgorszy czas na takie wyprawy, ale tak się złożyło, że akurat w ponury listopadowy czas wylądowałam w stolicy Rumunii :) Pogoda - jak na tą porę roku - trafiła się nam cudowna, było dość ciepło, nie padało, chwilami nawet pokazywało się słońce.

Fot. goście sobie roz-miau-wiają w kawiarni na starówce :)

Na poznanie Bukaresztu mieliśmy dwa dni i postanowiliśmy je optymalnie wykorzystać.
Udało się zobaczyć Pałac Parlamentu (Dom Ludowy) i jego okolice, starówkę, Łuk Triumfalny i nieopodal znajdującą się Alejkę Michaela Jacksona, skansen (Muzeum Wsi), kilka uroczych cerkiewek oraz przy okazji 3 parki.

Wspomniany pomnik Michaela Jacksona znajduje się w parku na tyłach skansenu oraz 3 minuty drogi pieszo od Łuku Triumfalnego.

Ten uwielbiany w Rumunii, nieżyjący już wokalista na początku lat 90-tych przyjechał tu na koncert. Przy okazji postanowił zwiedzić Bukareszt m.in. Pałac Parlamentu, z którego tarasu przywitał licznie zgromadzonych fanów słowami "Hallo Budapest" :)
Mieszkańcy Bukaresztu jednak nie obrazili się za tą gafę, zresztą podobnych pomyłek zdarzało się więcej, a stolice Rumunii i Węgier stosunkowo często są mylone.



Gdy parę lat temu zaczynałam interesować się Rumunią, otrzymałam w prezencie książkę Małgorzaty Rejmer pt. "Bukareszt. Kurz i krew" (dzięki J. !) :)
Książkę napisaną lekkim piórem o ciężkich przeżyciach Bukaresztu czytałam na raty; z niektórych jej rozdziałów trzeba było się otrząsnąć, by móc kontynuować lekturę.
Po przeczytaniu tej pozycji Bukareszt wydał mi się miastem, które z jednej strony fascynuje, ale z drugiej - przeraża.


Nie widziałam stad wałęsających się bezpańskich psów, ale od koleżanki, która jest bardziej związana z Rumunią niż ja, wiem, że ten problem w stolicy kraju raczej zanika. Psy niestety nie trafiają do nowych, kochających właścicieli, ich los jest smutniejszy. Z powodu przepełnienia schronisk bezpańskie psy są niestety usypiane..
Eh..



Listopadowy Bukareszt prezentuje się dość szaro, jednak późna jesień w skansenie mieni się wieloma odcieniami pomarańczu, brązu, żółci oraz przebrzmiałej zieleni  i zachwyca 'jesiennością'. Sam skansen to jedno z największych muzeów na wolnym powietrzu w Europie i zarazem miejsce, które warto odwiedzić, by zobaczyć na własne oczy wiele niebanalnych, historycznych budynków, przeniesionych z innych części kraju. (znaczna część to oryginały).





Pałac Parlamentu (dawniejszy Dom Ludowy) -  dość duża bryła, stojąca na dość dużym placu. To drugi największy budynek rządowy na świecie po amerykańskim Pentagonie. Stoi w miejscu, w którym kiedyś tętniło życie, lecz to życie wraz z zabytkowymi cerkwiami zostało zmiecione, by on mógł powstać.
A wokół niego pustki, oprócz nas kręciło się tu zaledwie kilkoro turystów. Mieszkańcy chyba tutaj nie przychodzą. 
Stoi więc taki niezbyt urodziwy gigant i przypomina niezbyt fajne czasy.

Nie zwiedzaliśmy tego budynku od wewnątrz, chociaż istnieje taka możliwość. Jakoś tak nie mieliśmy ochoty, zresztą pogoda była na tyle ładna, że woleliśmy dłużej poszwędać się po mieście.
Jakbyśmy spędzali w Bukareszcie o jeden dzień dłużej, być może pokusilibyśmy się o wejście do środka na dłużej niż minutę. Chociaż .. nie sądzę, raczej postawilibyśmy na jakieś muzeum.

Okolice Pałacu Parlamentu również są takie jakieś.. ponuro-smutnawe.., 

więc po niezbyt długim czasie ruszyliśmy na starówkę.
Przespacerowaliśmy się każdą jedną uliczką starówki, po drodze zaglądając do kilku ukrytych między różnymi budynkami cerkiew. Te są naprawdę urocze i warto do nich wejść choćby na chwilę.
Na starówce byliśmy zarówno jednego dnia późnym wieczorem jak i drugiego dnia w porze obiadowej i o ile wieczorem tętni tu życie, to w niedzielne południe czas płynie raczej leniwie.

Zdjęć ze ścisłego centrum nie mam zbyt wiele - mogłabym zamieścić takie, które ukazałoby piękno miasta, mogłabym takie, na które każdy zareaguje "yh, jak tu brzydko".

Bukareszt jest na pewno JAKIŚ.
Warto go zobaczyć, jak każde większe miasto zapewne warto poznać bardziej, nas ograniczał czas. 
Silne przeziębienie również nie uprzyjemniało zwiedzania.

Tym, co rzuca się w oczy w centrum Bukaresztu są wszechobecne reklamy.



Poniżej jeszcze kilka migawek z naszego krótkiego pobytu: