piątek, 26 grudnia 2014

sennie albo 'o co tu chodzi ?'

Niedawno śniłam tajemniczy sen. Wyjątkowo go opiszę.  Nie wszystko z niego zapamiętałam, ale główną jego treść stanowiła jakaś niewiadoma.

Dziwny trochę był.
Podobno nadużywam tego słowa: 'dziwny/a/e/i', P. mi to kiedyś zarzucił.
Może i miał rację, nigdy się nad tym bardziej nie zastanawiałam.
Nawet jeśli przesadnie często używałam słówka 'dziwnie', to on uwielbiał i stosował tak samo regularnie inne słowo: 'trudno/e/a/y'
Ciekawe czy zdaje sobie z tego sprawę ..

Nieważne..

W swoim śnie znajdowałam się w górach, dokładniej w jakiejś górskiej wioseczce. Nie pamiętam z kim, ale na pewno ktoś ze mną był, tylko chyba zamazała mi się część snu..
Chodziliśmy jak to w górach, zeszliśmy ze szlaku.

Swoją drogą, przyjemnie celowo opuścić szlak :) 2 lata temu w Bieszczadach mi się zdarzyło i polecam :) Zupełnie inna perspektywa.. Można poobserwować malutkich ludzików, mijających się na wytyczonych dróżkach. Przy okazji pocharatać sobie łydki, ale co tam, wygoją się. Zapamiętałam np. ludzi, pewnie miejscowych, zbierających jagody... Ile ich tam było, jagodowy raj.


Po około godzinie wędrówki (czas o dziwo pamiętam) doszliśmy jakby do innego świata.
Znaleźliśmy się na skraju wyludnionego miejsca, gdzie czas się zatrzymał.
Swojsko, sielsko i anielsko.
Widoki niespotykane w górach, jakaś tajemnica wisiała w powietrzu.
Zjawił się starszy facet - tutaj mam małą dziurę w pamięci - mówił coś o wspólnocie, o adopcji, o szukaniu jakiegoś innego faceta, który tu się wychował, porzucony przez rodzinę (?)
Jakiś klasztor ? Co to właściwie było ?
Pokazywał jego zdjęcia, prosił nas o odnalezienie śladu..
Wskazywał trop, nie rozumiałam dokładnie o co nas prosi i skąd on się tu wziął, a tym bardziej co my tu robimy ?

Próbuję sobie przypomnieć z kim tam byłam i nic...Na pewno z jakimś chłopakiem, ale kim on był ?Też nie wiem ..

Pokręcone to wszystko ..
Miałeś rację P. - lubię słowo 'dziwne' ...

środa, 24 grudnia 2014

Ooooo tak ! :)

Wreszcie :)

Luz, blues, spokój, wolny czas i magia świąt :)
Familija, dom, kotka, książki i odpoczynek od całego świata ..

Wszyscy czekają na śnieg, a mnie nie robi różnicy czy spadnie czy też nie.
A że pada deszcz ? Niech pada, wszystko jedno :)

Błogo .. :)

wtorek, 23 grudnia 2014

Zbuntowane oczekiwanie

Święta .. W tym roku wyjątkowo ich wyczekuję.
Jestem zmęczona ..


Codziennością, obowiązkami, rutyną..
Byle szybciej, więcej, efektywniej - bleeeeee :/
Ciągły pośpiech, brak czasu, dni uciekające jeden za drugim, takie podobne do siebie.
Padam na twarz :(

Dokąd ten świat tak zapier*ala ?

Sami się tak nakręcamy ?
Biegniemy dokądś, do konkretnego celu, chcąc ciągle więcej i więcej ?
I gdy osiągniemy już wymarzony cel wymyślamy sobie kolejne i kolejne.
Jak jesienne liście, przeganiane przez wiatr, ciągle gdzieś 'lecące' ..


Ja tak nie potrafię  :(
Potrzebuję chwili na złapanie oddechu, na pobycie samej ze sobą, uporządkowanie myśli.
Wyciszenia, oderwania, głębszego wdechu i wydechu.
Brakuje mi spokoju wokół, przez co tracę spokój w sobie.
Gdy próbuję go odzyskać, rzucają mi kłody pod nogi i nie rozumieją dlaczego jestem nerwowa, wymęczona, zrezygnowana ..
Eh ..


Czekam na święta z niecierpliwością, dotychczas nie zdążyłam nawet poczuć bożonarodzeniowego klimatu..
Nie miałam kiedy, zawalona rozmaitymi zajęciami.
Może liznęłam zaledwie jakąś namiastkę świąt, nic więcej.

Spróbuję ten czas spędzić inaczej, pełniej.
O ile nikt nie będzie mi przeszkadzał, co na razie wydaje się dość wątpliwe.

Czekam na ... SPOKÓJ ..
                  ... CISZĘ ..
                  ... (trochę) LUZu ..
                  ... ODPOCZYNEK PSYCHICZNY ..


Są momenty, kiedy mam ochotę walić pięściami w stół i naprzemiennie krzyczeć i płakać, że ja tak nie chcę żyć..


".. odmierzyli jedną miarą nasz dzień,
wyznaczyli czas na pracę i sen.
nie zostało pominięte już nic,
tylko jakoś wciąż nie wiemy jak żyć..

dorosłe dzieci mają żal,
za kiepski przepis na ten świat.
dorosłe dzieci mają żal,
że ktoś im tyle z życia skradł.. "

https://www.youtube.com/watch?v=TroenoOkXHo


Skoro od dziecka postępowałam inaczej niż większość, wydaje się logiczne, że po prostu już tak mam..

Mam gdzieś co wypada/co powinno się/co można, a czego nie !!
Nie obchodzi mnie co robią wszyscy !!
Nie mam na imię WSZYSCY ani KAŻDY !! !! !!

Chcę żyć po mojemu, niezależnie od tego czy jest to właściwe czy niekoniecznie.
Zgodnie z jedną moją prywatną zasadą - szukać szczęścia na swój sposób, ale nikogo przy tym nie skrzywdzić.

'.. nauczymy się więc sami - na złość
spróbujemy może uda się to
rozpoczniemy od początku nasz kurs
przekonamy się czy twardy ten mur

odmierzymy ile siły jest w nas
wyznaczymy sobie miejsce i czas,
a gdy zmienią się reguły tej gry
może w końcu odkryjemy jak żyć (?) .. '

Koniec na dziś.

sobota, 20 grudnia 2014

K. zwany O.

K.

Najbardziej pozytywna postać, jaką dotychczas poznałam.
Chodzący optymizm.

W pamięci przesuwam kadry: K. szukający mnie wzrokiem na licealnym korytarzu.
K. pokazujący profesjonalnie wykonaną mapkę.
K. opiekujący się mną ..
Jego miękka bluza i jasne, sztruksowe spodnie.
Stop.

W uszach dźwięczą słowa dyrektorki na szkolnej studniówce, mówiącej, że 'za rok, za dzień, za chwilę razem nie będzie nas...', że mamy cieszyć się sobą, bo życie nas rozdzieli i już nie będzie nigdy tak jak teraz.
Powiedziała coś jeszcze - nigdy już nie spotkamy się w takim składzie jak dziś.
Cholera, jakie te słowa okazały się prorocze.
Dosłownie.
4 lata po studniówce i już nas nie było.
Kilka lat i nas Życie-Śmierć rozdzieliły, nikt się tego nie spodziewał, nikt nie wyobrażał sobie takiego koszmarnego scenariusza..

Mieliśmy po 19 lat i dosłownie całe życie ..
Chciał mnie zabrać na studia do Wrocławia.

Stop.
Na wiatr rzucam słowa, których nie mam odwagi wypowiedzieć nawet cichutko.
Ani nawet spisać.
Krzyczę..
Niemy krzyk rozpaczy w pustym kościele, jakimś pierwszym z brzegu, do którego weszłam.


Bo.. nikt nigdy..
Tak jak on..

                                                                        . . . . .


A potem nie było już nic.
Lody w McDonaldzie, które nie smakowały jak lody.
Miały gorzki smak i były nijakie.
Tak jak życie po śmierci K.

Podnoszenie się i uczenie się życia na nowo.
Zauważanie rzeczy, na które wcześniej nawet nie zwróciłabym uwagi.
Spoglądanie na kroplę deszczu, spływającą po oknie..
Na zachodzące słońce na plaży..
Na księżyc i gwiazdy
Ciągłe zdumienie, że przecież życie dalej trwa i ciągły zachwyt w obserwowaniu świata, który każdego dnia zachwyca, mimo bólu, uniemożliwiającego funkcjonowanie


Gdy stałam z jego tatą nad grobem i nie wiedziałam co powiedzieć.
On mówił..
Kiedyś powiedział, że ktoś taki jak K. rodzi się raz na 50 lat.
K. urodził się wesoły i pogodny i taki pozostał na zawsze.
Nigdy się nie skarżył, zawsze zauważał tylko pozytywne strony życia.
Innych nie było.
Wszystko zawsze było dobrze.
Zawsze, zawsze, zawsze uśmiechnięty

"Bo widzisz, to są właśnie uroki życia, które z każdym dniem podoba mi się coraz bardziej"

"Będzie dobrze, zobaczysz"

"Pamiętaj, każdy facet to świnia, uważaj na siebie"


Pier*olone uroki życia ..
Te uroki życia nam go zabrały..

Kiedyś M. zwany J., gdy do niego napisałam, że nie potrafię się z tym uporać, odpisał mi, że ludzie przychodzą i odchodzą, takie życie. Że K. nie chciałby, żebyśmy płakali, chciałby, żebyśmy zawsze o nim pamiętali.
I że nie potrafi i nie chce o tym rozmawiać.

K. chciałby, żebym nie zapomniała, wiem o tym.
Ale choćbym chciała zapomnieć - nie da się.
Dostałam od niego tyle dobrego, same cudowne wspomnienia..
Szukałam czegoś negatywnego - nie znalazłam; jest jedną z niewielu osób, z którą nie mam żadnych niemiłych wspomnień, nawet jednego, jedynego, pojedynczego.. nic.


Zabawne, czasem ma się obok siebie kogoś, kto nigdy nie staje się bliski, mimo upływu lat, wspólnych przeżyć. Żyje się razem, ale osobno.. Czyli bez głębszego, żeby nie powiedzieć jakiegokolwiek sensu.
A nagle zjawia się taki wyjątkowy ktoś, kto w krótkim czasie, wywiera wpływ na dosłownie całe życie
Kto staje się tak ważny, że żadnymi słowami nie da się tego opisać.
Kto na zawsze ma swoje miejsce w sercu i nie ma znaczenia, że już tutaj, w tym życiu, nie ma go z nami


Bo jest, tylko inaczej.
I będzie zawsze.


Wszyscy chcieliby inaczej..
On pragnął żyć..
Jego rodzice chcieli mieć jedynego syna w domu, nie na cmentarzu
Nie miało tak być..

ale stało się..

Walczył do końca i pokazał jak się walczy..
Choroba nie dała żadnych szans..

Może za 100 czy 200 lat Jakiś-Ktoś wynajdzie Jakiś-Wspaniały-Lek i ten rodzaj raka stanie się wyleczalny..
I nikt już nie będzie tak bardzo cierpieć i wyć z rozpaczy do księżyca


 Samonasuwające się pytania:

Dlaczego właśnie Ty ?
Dlaczego my ?
Dlaczego ?

I dość proste wyjaśnienie, do którego doszłam po dłuższym czasie, czyli:
"A dlaczego by nie ?"

Chyba każdy zadaje sobie pytanie: Dlaczego jego/ją/nas to spotkało, dlaczego właśnie my..
Bo tak. Po prostu.

Cieszę się, że miałam okazję spotkać w życiu kogoś takiego jak on.
Poznać, może bardziej niż inni.
Takich ludzi nie ma wielu. Pewnie garstka jemu podobnych chodzi po świecie i pewnie nigdy nasze drogi się nie skrzyżują.. 
Niektórzy i tak nie mają tyle szczęścia co ja i nie mogą doświadczyć tego, co mnie było dane..

                                                                     . . . . .


Wiele razy zastanawiałam się dlaczego (dużo tych dlaczego...) właśnie mnie sobie wybrałeś..
Nie wiedziałam, długo szukałam odpowiedzi  ..
Dziś wreszcie już wiem :)

I idę dalej, tak jakbyś chciał.
Przewracam się, walę głową w potężne, ceglane mury, zderzam się z ludzką obojętnością i walczę do końca.
Działam ludziom na nerwy tym, ze nie poddaję się i im trudniejsza sytuacja, tym bardziej zaciekle walczę.
Tak jak mnie nauczyłeś..



Czasem gdy mi smutno, gdy mi źle - zamykam oczy, a za zamkniętymi już oczyma jeszcze raz je przymykam i widzę..

" ..gdy jest ciemno, chłodny wiatr, ona wraca tam ..
widzi jego, widzi siebie jak tamtego dnia .."


https://www.youtube.com/watch?v=JxPj3GAYYZ0

niedziela, 14 grudnia 2014

Wyautowanie, bałagan i Włóczykij

Niepokój jakiś.
Śnią mi się dziwne rzeczy, budzę się przestraszona, orientując się, że jest środek nocy i przykrywam głowę poduszką, by takim dziecinnym sposobem  spróbować odpędzić senne zjawy.
Przez wiele lat nic mi się nie śniło albo rano nie pamiętałam treści wyśnionych historii.
Teraz nie analizuję tych snów, nie chcę ich nawet pamiętać.
Moja wybujała wyobraźnia napawa mnie lękiem.

Denerwuje mnie własne roztargnienie.
Ciągle gubię swoje rzeczy, zaczynając od kremu, przez skarpetkę po ulubioną rękawiczkę :(
Oby następna w kolejce nie czekała głowa..
Ta niezmiennie tkwi gdzieś w chmurach albo w górach. Oddzielona od tego co tu i teraz niewidzialną  powłoką, utkaną z marzeń i mieszaniny dziwacznych myśli.
Odporna na ludzkie gadanie. Mająca gdzieś co wypada, a co nie.
Czasem z niej wyfruwam i patrzę z boku. Ciekawe doświadczenie.


Jakaś ciągłą chora tęsknota za kimś, za czymś..
Również za świętym spokojem, może urodziłam się w zbyt nerwowych czasach.


Uczę się trzymania ludzi na dystans.
Niektórych, rzecz jasna.
Intuicyjnie wyczuwam, gdy coś nie pasi, włącza mi się wówczas automatyczna czerwona lampka, migająca napisem 'uważaj'.
Nie lubię jak ktoś próbuje zbliżyć się bardziej, niż ja sobie tego na daną chwilę życzę.
Za mocno się sparzyłam, by zafundować sobie powtórkę.

Jedno wiem na pewno: męczy mnie tłum..
Od dłuższego czasu.

Szukam ciszy, bo porządkuję swój świat.
Ktoś mi go tak zabałaganił, że sprzątanie jeszcze trwa.
Wyrywam chwasty bólu i zawodu, przesadzam sadzonki naiwnej ufności, które najwidoczniej źle ulokowałam.


Porząduję też swoje otoczenie - te z kolei sama zawaliłam stosem niepotrzebnych różności, które kiedyś-tam-czyli-nigdy się niby przydadzą.

Wyszukuję nie wiem po co takie ciekawostki, poprawiacze humoru - i tak nienajgorszego jak na tę porę roku i zastanawiam się czy malinowa herbata albo czekolada na gorąco smakowałyby
z takiego Włóczykija albo Aniołka jeszcze lepiej :)
 
http://sklepwgorach.pl/pl/gadzety-i-kubki/893-kubek-x3-promocja.html

Z Anioła może nie aż tak, ale z Włóczykija .. eh, na pewno.
Stwierdzając, że zaczynam bredzić, zamykam stronę.


Szukam inspiracji - muzycznych, książkowych, głębokich. Przede wszystkim prawdziwych.
Muzycznie zaintrygowała mnie ona:

https://www.youtube.com/watch?v=vC0iKnYpfkY

Tworzy, nie odtwarza. Nie lubię kopiowania, nudne jest.
Pewnie znajdą się tacy, którzy wiele jej zarzucą, ale na pewno nie mogą jednego - swojego stylu.
Jest inna muzycznie, ale dobra w swej inności, ciekawa i niebanalna.

wtorek, 9 grudnia 2014

Jeszcze o normalności w nienormalności albo o labiryncie

Może jego przeżycia trochę go tłumaczą, ale na pewno nie usprawiedliwiają.


Nigdy nie znajdowałam się w sytuacji takiego rozdwojenia. Rozłamu na dwie części. Rozbicia. Wręcz rozwarstwienia.
To bardzo dziwne uczucie, kiedy z jednej strony ma się ochotę wepchnąć kogoś do Warty i rzucić jakimś przedmiotem (niekoniecznie miękką poduszką), a z drugiej  - przytulić i pokazać, że nie każdy jest zły, że jednak można inaczej  - delikatniej, lepiej..
Bicie się z myślami.

Pogubiłam się w swoich emocjach.
Długo nie mogłam znaleźć właściwej drogi, zakręciłam się jak w labiryncie.
Tezeuszowi pomogła Ariadna, a ja sama musiałam się wyplątać.
Nikt nie rzucił mi kłębka nici, pomagającego wyjść z tej sytuacji, ze swoich pogmatwanych myśli i uczuć.


Ciężko pojąć mi jego zachowania.
Może nigdy ich nie zrozumiem, bo skąd mogę wiedzieć co czuł, będąc małym dzieckiem - podczas gdy on miał naprawdę ciężko i pod górkę, dla mnie największe dziecięce nieszczęście stanowił fakt, że nie mam siostry...
Skala nieszczęść nieporównywalna.

Jak zachować normalność w nienormalnym świecie ?

Coraz mniej myślę o bólu i zawodzie, jaki zafundował mi P.; wypisanie się przynosi ulgę.

Zastanawiałam się niejeden raz czy on w ogóle normalny jest.
Ale nie tędy droga chyba ..
To nie on jest nienormalny, ale warunki, w jakich przyszło mu żyć.
Gdy już na starcie tak mocno się obrywa, gdy zawodzi najważniejsza osoba - ta, która powinna być obok, wspierać, pokazywać lepszą stronę świata - trudno się żyje ..
Jak musi się czuć mały, nad wyraz wrażliwy chłopiec gdy spotyka go takie coś ?
Jak bardzo samotny i nieszczęśliwy musiał się czuć ?

Z czasem zmienił swoją wrażliwość w nieufność wobec świata ?
Nauczył się, że na nikogo nie można liczyć, bo ludzie tylko krzywdzą i zawodzą ?
Że najlepiej polegać tylko na sobie ?

Jakim człowiekiem trzeba być, by zostawić malutkiego, niewinnego, delikatnego chłopczyka ?
Maleńkie dziecko, które w niczym nie zawiniło i nigdy nie zrobilo nic złego ..
Ufne i nie rozumiejące dlaczego jest jak jest..

Brak serca, brak sumienia, brak jakichkolwiek zasad moralnych.
Brak odpowiedzialności, a przecież to własnie odpowiedzialność jest najważniejszą cechą mężczyzny..

Nie wierzę, że pieniądze czy alkohol ugaszą wyrzuty sumienia...
Oby przenigdy sumienie i serce nie przestały przypominać o cierpieniu bezbronnego dziecka, samotności dorastającego chłopaka i zagubieniu dorosłego już, ale potwornie skrzywdzonego faceta ..

sobota, 6 grudnia 2014

Świąteczna odsłona Berlina

Lubię wpadać do Berlina. Nie chciałabym tam jednak mieszkać, chociaż miasto naprawdę mi się podoba.
Dla mnie jest zbyt duże i tłumne.
Jeśli kiedyś los rzuciłby mnie do Niemiec, wolałaby, by wybrał dla mnie inne miasto - odrobinkę mniejsze, spokojniejsze, 'wolniejsze'.

Nadarzyła się okazja odwiedzenia słynnych berlińskich jarmarków bożonarodzeniowym, więc z chęcią z niej skorzystałam.
Ładnie, barwnie, dość ciekawie.
Pyszne grzane wino, cudne, ręcznie robione bombki (w trochę mniej cudnych cenach), drewniane szopki.
Czegoś zabrakło - może klimatu zbliżających się małymi krokami świąt, może regionalnych specjalności, sama nie wiem.
Nie tylko ja miałam takie odczucia..
Kiedyś czułam się podobnie, będąc w Zielonej Górze na wionbraniu i chcąc napić się ... wina :)
Ciężko było znaleźć miejsce, które umożliwiłoby spróbowanie lokalnego wina.

O ile naprawdę zachwycił mnie kataryniarz w pobliżu Czerwonego Ratusza- taki powrót na chwilę do świata, którego już w zasadzie nie ma -  to stoiska z czapkami i innymi rzeczami, które spotyka się wszędzie, już niekoniecznie.
















W zasadzie wyjazd przeznaczony był na jarmarki, w planie tym razem nie było zwiedzania berlińskich atrakcji turystycznych czy mniej turystycznych, a równie ciekawych miejsc :)
Część z nich już znam(y), część dopiero się pozna, niektóre się odpuści.

Plan, o ile w ogóle jakiś był, wyglądał następująco: poszwędamy się po jarmarkach, poszukamy czegoś ciekawego, spróbujemy jakiejś dziwnej potrawy, a jak po drodze znajdzie się coś wartego uwagi, to tam zajrzymy.  A reszta wyjdzie w praniu.

Akurat Checkpoint Charlie znajdowało się niedaleko, a że to miejsce umieściłam na mojej liście berlińskich punktów, które kiedyś warto odwiedzić, zawędrowaliśy tam.
Bardzo znane przejście graniczne pomiędzy NRD a RFN, zlikwidowane w 1990 r.
Nie będę się rozpisywać na temat historii tego miejsca, warto samemu poszperać, poczytać,
zagłębić się.






Przeszłość przeplatana z codziennością..





Gdy staliśmy nad historycznymi zdjęciami, przedstawiającymi upadek muru, wraz z nami oglądała je starsza kobieta. Opowiadała, że jest na jednym zdjęciu, bo była w tym momencie w tym właśnie miejscu. Zapytałam czy miała rodzinę po drugiej stronie muru. Potwierdziła.
Nie było to łatwe..




Z Checkpoint Charlie podjechaliśmy na kolejny jarmark, tego dnia łącznie odwiedziliśmy cztery.
Moją uwagę przykuła bajecznie kolorowa karuzela, czyli



podobno najwyższy w mieście aż 50-metrowy Diabelski Młyn. Prezentował się okazale, podobno widok z góry też był ciekawy. Nie sprawdziłam tego osobiście, gdyż kręcenie się w kółko wywołuje u mnie podobny wstręt jak zjeżdżalnie w aquaparkach.
Nawet gdy byłam małym dzieckiem, nie znosiłam zjeżdżać w środku jakiejś rury - w sporym jak na tamte czasy - basenie w Lesznie.
Zastanawiałam się co jest w tym tak przyjemnego, że przyciąga ludzi.
Nie wiem do dziś. Świadomie omijam wszelkie zjeżdżalnie szerokim łukiem i dobrze mi z tym.
Czasem ludzie się dziwią, dlaczego nie zjeżdżam, przecież to taka świetna zabawa.
Widocznie kręci mnie inny rodzaj adrenaliny.
I widzę tyle samo frajdy w wodnych zjeżdżalniach co np. mój wujek w moim chodzeniu po górach :)
Już mu nawet nie tłumaczę dlaczego tak mocno kocham góry, bo wiem, że w pewnych kwestiach nie nadajemy na tych samych falach.
Kiedyś przeczytałam mądre wyjaśnienie:
"Dlaczego chodzę po górach ? Ludzi można podzielić na dwie kategorie - tych, którym nie trzeba tego tłumaczyć i tych, którzy ... nigdy tego nie zrozumieją :)"




Karuzela naprawdę wyglądała fajnie i jeśli ktoś lubi takie rozrywki, to polecam.

Gdy poczuliśmy leciutki przesyt jarmarków, a czas zaczął nas już gonić, podjechaliśmy jeszcze pod Bramę Brandenburską. Zawsze byłam w jej okolicach w dzień, teraz zobaczyłam ją po zmroku, podświetloną.












 
Ostatnie zdjęcie przedstawia prowadzącą do Bramy, słynną Unter den Linden (Aleję pod Lipami), również imponująco oświetloną.
Chciałabym, by mój Poznań chociaż na jeden dzień tak rozświetlono :)

Nie wystarczyło czasu na Plac Poczdamski, który zapewne warto zobaczyć po zmroku.
W środku dnia nowoczesna architektura tego miejsca nie zrobiła na mnie wrażenia, dlatego jestem ciekawa czy zachwyci mnie połączenie ciemności i instalacji oświetleniowych na tle szklanych, ogromnych biurowców.
Następnym razem, może ..


Na koniec berliński miś :)