sobota, 6 grudnia 2014

Świąteczna odsłona Berlina

Lubię wpadać do Berlina. Nie chciałabym tam jednak mieszkać, chociaż miasto naprawdę mi się podoba.
Dla mnie jest zbyt duże i tłumne.
Jeśli kiedyś los rzuciłby mnie do Niemiec, wolałaby, by wybrał dla mnie inne miasto - odrobinkę mniejsze, spokojniejsze, 'wolniejsze'.

Nadarzyła się okazja odwiedzenia słynnych berlińskich jarmarków bożonarodzeniowym, więc z chęcią z niej skorzystałam.
Ładnie, barwnie, dość ciekawie.
Pyszne grzane wino, cudne, ręcznie robione bombki (w trochę mniej cudnych cenach), drewniane szopki.
Czegoś zabrakło - może klimatu zbliżających się małymi krokami świąt, może regionalnych specjalności, sama nie wiem.
Nie tylko ja miałam takie odczucia..
Kiedyś czułam się podobnie, będąc w Zielonej Górze na wionbraniu i chcąc napić się ... wina :)
Ciężko było znaleźć miejsce, które umożliwiłoby spróbowanie lokalnego wina.

O ile naprawdę zachwycił mnie kataryniarz w pobliżu Czerwonego Ratusza- taki powrót na chwilę do świata, którego już w zasadzie nie ma -  to stoiska z czapkami i innymi rzeczami, które spotyka się wszędzie, już niekoniecznie.
















W zasadzie wyjazd przeznaczony był na jarmarki, w planie tym razem nie było zwiedzania berlińskich atrakcji turystycznych czy mniej turystycznych, a równie ciekawych miejsc :)
Część z nich już znam(y), część dopiero się pozna, niektóre się odpuści.

Plan, o ile w ogóle jakiś był, wyglądał następująco: poszwędamy się po jarmarkach, poszukamy czegoś ciekawego, spróbujemy jakiejś dziwnej potrawy, a jak po drodze znajdzie się coś wartego uwagi, to tam zajrzymy.  A reszta wyjdzie w praniu.

Akurat Checkpoint Charlie znajdowało się niedaleko, a że to miejsce umieściłam na mojej liście berlińskich punktów, które kiedyś warto odwiedzić, zawędrowaliśy tam.
Bardzo znane przejście graniczne pomiędzy NRD a RFN, zlikwidowane w 1990 r.
Nie będę się rozpisywać na temat historii tego miejsca, warto samemu poszperać, poczytać,
zagłębić się.






Przeszłość przeplatana z codziennością..





Gdy staliśmy nad historycznymi zdjęciami, przedstawiającymi upadek muru, wraz z nami oglądała je starsza kobieta. Opowiadała, że jest na jednym zdjęciu, bo była w tym momencie w tym właśnie miejscu. Zapytałam czy miała rodzinę po drugiej stronie muru. Potwierdziła.
Nie było to łatwe..




Z Checkpoint Charlie podjechaliśmy na kolejny jarmark, tego dnia łącznie odwiedziliśmy cztery.
Moją uwagę przykuła bajecznie kolorowa karuzela, czyli



podobno najwyższy w mieście aż 50-metrowy Diabelski Młyn. Prezentował się okazale, podobno widok z góry też był ciekawy. Nie sprawdziłam tego osobiście, gdyż kręcenie się w kółko wywołuje u mnie podobny wstręt jak zjeżdżalnie w aquaparkach.
Nawet gdy byłam małym dzieckiem, nie znosiłam zjeżdżać w środku jakiejś rury - w sporym jak na tamte czasy - basenie w Lesznie.
Zastanawiałam się co jest w tym tak przyjemnego, że przyciąga ludzi.
Nie wiem do dziś. Świadomie omijam wszelkie zjeżdżalnie szerokim łukiem i dobrze mi z tym.
Czasem ludzie się dziwią, dlaczego nie zjeżdżam, przecież to taka świetna zabawa.
Widocznie kręci mnie inny rodzaj adrenaliny.
I widzę tyle samo frajdy w wodnych zjeżdżalniach co np. mój wujek w moim chodzeniu po górach :)
Już mu nawet nie tłumaczę dlaczego tak mocno kocham góry, bo wiem, że w pewnych kwestiach nie nadajemy na tych samych falach.
Kiedyś przeczytałam mądre wyjaśnienie:
"Dlaczego chodzę po górach ? Ludzi można podzielić na dwie kategorie - tych, którym nie trzeba tego tłumaczyć i tych, którzy ... nigdy tego nie zrozumieją :)"




Karuzela naprawdę wyglądała fajnie i jeśli ktoś lubi takie rozrywki, to polecam.

Gdy poczuliśmy leciutki przesyt jarmarków, a czas zaczął nas już gonić, podjechaliśmy jeszcze pod Bramę Brandenburską. Zawsze byłam w jej okolicach w dzień, teraz zobaczyłam ją po zmroku, podświetloną.












 
Ostatnie zdjęcie przedstawia prowadzącą do Bramy, słynną Unter den Linden (Aleję pod Lipami), również imponująco oświetloną.
Chciałabym, by mój Poznań chociaż na jeden dzień tak rozświetlono :)

Nie wystarczyło czasu na Plac Poczdamski, który zapewne warto zobaczyć po zmroku.
W środku dnia nowoczesna architektura tego miejsca nie zrobiła na mnie wrażenia, dlatego jestem ciekawa czy zachwyci mnie połączenie ciemności i instalacji oświetleniowych na tle szklanych, ogromnych biurowców.
Następnym razem, może ..


Na koniec berliński miś :)





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz