niedziela, 29 lipca 2018

"Musisz tam wrócić..." Poetka Zuzanna Ginczanka we wspomnieniach przyjaciółki Lusi Gelmont

Lusia dożyła prawie 100 lat
Zuzanna zginęła w wieku zaledwie 27 lat rozstrzelana przez gestapo

Lusia po wojnie została znaną i cenioną lekarką.
Po Zuzannie zostały nieliczne wiersze.
I fotografie, z których spogląda na nas kobieta o ogromnej i niezwykłej urodzie.

Zanim zaczęłam czytać książkę, przez myśl przemknęło mi pytanie:
Czy aby ta niesamowita uroda nie stała się czasem jej przekleństwem ?

Historię przyjaźni Lusi Gelmont i Zuzanny Ginczanki przywołuje córka Lusi - Maria.
Maria przyrzeka matce, że "Będziemy stąpać ostrożnie, na czubkach palców, omijać z daleka miny bólu, trzęsawiska niedopowiedzień. Muszę tam wracać ..."

I wraca. Do lat młodości Lusi i jej prześlicznej przyjaciółki, Zuzy.
Do czasów potwornie ciężkich, wojennych. 
Historia to smutna, ale i piękna.
Lusi udało się przeżyć wojnę, Zuzanna nie miała tyle szczęścia, niestety..

Młodziutkie dziewczyny poznały się w Równem na Wołyniu, gdzie ich rodziny osiedliły się po ucieczce z niebezpiecznego w tamtych czasach Kijowa.

Obie urodzone w Kijowie. Obie były Żydówkami.
Zdolne, piękne, wesołe, żyjące w okrutnych czasach.

Zuzanna mawiała, że szczęściem jest przeżyć, ale nie dane jej było zbyt długo cieszyć się takim szczęściem.

Dziewczyny chodziły razem do szkoły, bardzo dobrej szkoły, do której trafiali najzdolniejsi.  Polubiły się, zaprzyjaźniły, odwiedzały. Chciały przetrwać wojnę. Próbowały żyć w miarę normalnie w tych nienormalnych czasach.

Zamykam oczy i przyglądam się przedwojennej Warszawie.

18-letnia Lusia przyjeżdża do stolicy, by odwiedzić swoją o rok starszą koleżankę, studentkę Zuzannę. Zuza pokazuje Lusi swój warszawski świat, na wstępie dając jej do zrozumienia, że w takich butach, w jakich przyjechała, po Warszawie chodzić nie będzie.
Warszawa to Warszawa, nie jakaś tam wiocha, buty więc muszą być eleganckie.
Zuzanna wyszukuje przyjaciółce jakieś ładne obuwie, choć ewidentnie rozmiar mają inny. Lusia wkłada białe czółenka z kokardami, w których bolą i obcierają ją stopy, lecz to nieistotne. Elegancko ubrane dziewczyny wychodzą na miasto, kierując swe kroki do kawiarni "Mała Ziemiańska", gdzie gromadzi się cała śmietanka artystyczna przedwojennej Warszawy.
To tutaj Lusia pierwszy raz w życiu pije kawę w kawiarni, a zapach parzonej pod ciśnieniem kawy zostaje z nią już do końca życia.
W "Małej Ziemiańskiej" Lusia pokocha kawiarniano-artystyczny klimat, do którego przez resztę życia będzie lgnąć.

- A więc pani jest przyjaciółką Zuzanny, naszej pięknej rówieńskiej Sulamity ? - zwraca się do Lusi Kazimierz Wierzyński

W kawiarni bywają też Julian Tuwim, Jan Lechoń, Jarosław Iwaszkiewicz, Antoni Słonimski.
Wszyscy oni przeszli do historii literatury, wszyscy poza Zuzanną, dla której zabrakło miejsca w kanonie lektur.

Julian Tuwim otacza ją opieką, określając literackie towarzystwo jako "Zuzanna i starcy".

Poza uniwersytetem to właśnie w towarzystwie literatów spędza czas Zuza., tłumacząc przyjaciółce, że "Przebywanie z tymi rzutkimi ludźmi do świetna szkoła, bo języki mają cięte. Kocham ten nastrój żartów, kpin, absurdu, gorących dyskusji ! .... Co wieczór schodzimy się do stolika Gombrowicza. To jest kompan !"


Ówczesna stolica wygląda tak jak zawsze ją sobie wyobrażałam. Piękne, różnorodne, barwne miasto mające wiele do zaoferowania..  Urocze kamienice, eleganccy ludzie na ulicach, życie aż wrze. A w oddali migocze już nadchodząca wojna.


Gdy wybucha wojna Witold Gombrowicz przewiduje los Zuzanny, każąc jej zaopatrzyć się w truciznę. Gina się śmieje.

"A tobie w szczególności, moja Gino, radzę zaopatrzyć się na tę wojnę w truciznę..".
Jego przewidywania okazują się słuszne, a semicka, niezwykła urody Zuzanny stanie się jej piętnem. Niestety trafne było moje pierwsze przeczucie, że rzucająca się w oczy piękna twarz o wyraźnie semickich rysach nie pomoże Ginczance w życiu..


Sytuacja w Warszawie staje się nieciekawa, Zuzanna przerywa studia. Lusia wychodzi za mąż za Izaaka Horowitza, z którym ucieka do Lwowa. Wkrótce dołącza do nich Zuza.

Znajomy Lusi znajduje dziewczynom pracę w kurbiurze, co było możliwe, bo obie dobrze mówiły po rosyjsku. Do Zuzy wpadał zakochany w niej Janusz Woźniakowski, przynosząc dla niej i jej przyjaciółki to, co miało największą wartość - jedzenie.  Często do biura zaglądał też Michał Weinzieher, za którego - ku zaskoczeniu znajomych - Zuzanna wychodzi za mąż. Zuza nie tłumaczy dlaczego wybrała Michała, skoro wyraźnie była zakochana w grafiku Januszu. Może Michał dawał jej poczucie bezpieczeństwa, tak potrzebne w tamtych czasach ?

Któregoś dnia we Lwowie podczas "polowania na żydowskich mężczyzn" mąż Lusi - Izaak wraz ze swoim kuzynem zostają zabrani z mieszkania. Lusia już nigdy więcej nie zobaczy swojego męża. Wiadomo, że zginął. Woli nie wiedzieć jak.

Zaczęto likwidować polską inteligencję, by "odciąć od ciała narodu jego myślącą głowę", czego skutki można odczuć do dziś. Rozstrzelano 45 polskich profesorów uniwersytetu i premiera II RP, Kazimierza Bartla.

Lwów staje się coraz bardziej niebezpieczny, najpierw wyjeżdża stąd Lusia, potem mąż Zuzanny.
Janusz Woźniakowski zabiera Zuzannę do ciotki swojego kolegi, do Felsztyna. Zapewne gdyby nie  rażąca mieszkańców uroda Zuzy mogliby tam przetrwać wojenne czasy.

Następnym przystankiem Zuzanny jest Kraków, gdzie na ormiańskich papierach na nazwisko Marysia Danilewicz dołącza do męża. Jest rok 1943.
Małżeństwo, od których Michał wynajmuje pokój jest zafascynowane niezwykłą, egzotyczną urodą Zuzanny.

Zanim gestapo wywlecze Zuzannę z kolejnego mieszkania-kryjówki, zanim padną w jej stronę strzały, kończące wszystko, Zuza spędzi jeszcze trochę czasu w podkrakowskich Swoszowicach z przyjaciółką z Równego, Blumką Fradis.

Później losy Janusza, Michała, Zuzanny i Blumki będą już przesądzone.
Woźniakowski wpada podczas łapanki, jest torturowany, gestapo rozpracowuje jego kontakty.
Zatrzymany zostaje Weinzieher.
Gestapo odkrywa kryjówkę Zuzanny, do której akurat wpadła w odwiedziny Blumka.
Obie zostają aresztowane, trafiają do więzienia, z którego wbrew nadziejom Zuzanny, już nie wychodzą.
Strzały kończą ich młode życie.



"Musisz tam wrócić..." to nie tylko historia dwóch dziewczyn, z których jednej udało się przeżyć koszmar wojny.
To także piękny hołd Lusi dla przyjaciółki.


A Lusia ?
Przetrwała wojnę. Jej uroda nikogo nie razi w oczy, dziewczyna nie ma semickich rysów, co pozwala jej normalnie przemieszczać się po mieście bez podejrzeń o pochodzenie.
Idzie przez życie z ogromną odwagą.

 Podczas wojny traci prawie wszystkich bliskich, najpierw ginie jej pierwszy mąż Izaak, mama i ciężarna siostra wraz z mężem zostają rozstrzelani, umiera także jej narzeczony Gienek. Ginie Zuzanna.
Przetrwała Lusia i jej siostrzenica, Ilka. I Marek, jej drugi mąż.
Lusia przez wiele lat nawet nie wypowiada imienia mamy i siostry. Nie wraca do bólu przeszłości, żyje tym co jest. Szybko zakłada z Markiem swoją rodzinę. Innej rodziny w zasadzie już nie ma, poza siostrzenicą nie ma na świecie już nikogo. Żyje teraźniejszością, nie grzebiąc w przeszłości.
Nie rozdrapuje wojennych ran.


Witold Gombrowicz po wojnie wraca do kraju (ten to wiedział kiedy uciekać i kiedy wracać...), szuka znajomych sprzed lat, szczególnie szuka Giny. Nie znajduje jej, jego ulubienicy Zuzanny już dawno nie ma...

środa, 11 lipca 2018

To co dał mi ... blog



Blog ewoluuje, a ja wraz z nim. Gdy go zakładałam, był swego rodzaju autoterapią. Życie mi się waliło, więc pisałam. Ubierając emocje w słowa wychodziłam z dołka.
Dziś przez posty staram się przekazywać wartości, które są mi bliskie.


Wyciągnęłam wnioski z przeszłości.
Po drodze nazbierałam trochę doświadczenia.
Jestem dojrzalsza o wiele sytuacji, których wolałabym nie doświadczać. Pisanie wiele mnie nauczyło, choć brzmi to jak najbanalniejszy z banałów. 

Czasem gdy czytam to, co sama przecież napisałam 3 czy 4 lata temu, czuję jakby napisała to inna osoba. Zapętlone słowa przekierowują uwagę na myślowe koleiny sprzed lat. Taka wtedy byłam, w momencie publikacji posta tak przecież czułam. Dziś odczuwam daną sytuację inaczej i to jest fajne.

Oto czego nauczył mnie mój własny blog :)

Nauczył mnie, że są takie związki, które prowadzą tylko do jednego miejsca.
Miejsce to zwie się cmentarzem związków :)

Tak, mam na myśli swój związek, od którego opisu rozpoczął się ten blog.
Wstyd mi za tamtą siebie.
Z cmentarza związków nie ma na szczęście odwrotu. Definitywny Schluss.



Nauczyłam się też, że o niektóre osoby w życiu nie warto walczyć.
Ba, nie warto nawet inwestować w nie swojego czasu i energii.
Nie dlatego, że te osoby są jakoś złe i nie do uratowania.
Nie ma sensu ratować kogoś na siłę, ot co. Niech każdy idzie swoją drogą i niech niektóre losy się już więcej nie splatają.

Gdy wchodzisz w związek z osobą, która na drugie imię mogłaby mieć Problem,
to trzeba brać. Ale nogi za pas.

Przeżyte, wnioski wyciągnięte.


Trudna prawda, którą uświadomiło mi moje pisanie: Zawsze walcz o siebie.
Ja czesto tego nie robiłam, za mocno polegałam na opinii innych.
Począwszy od wyboru profilu klasy w ogólniaku (mocny błąd) po pozwolenie sobie na słuchanie zdania innych podczas składania papierów na studia.
Jeszcze jednego żałuję: że od razu po swojej magisterce nie zdecydowałam się na 2-letnie studia polonistyczne (uzupełniające).


Kolejny wniosek: nie słuchaj innych, nawet gdy są wobec Ciebie życzliwi. Nawet gdy są mądrzejsi w doświadczenie, gdy pragną tylko Twojego dobra - nie słuchaj ich, jeśli serce podpowiada Ci inaczej.
Posłuchaj szeptu swojej intuicji, ona nie zawodzi.

Idź swoją drogą, nawet gdy ta droga dla innych oznaczać będzie szaleństwo, wariację, marnowanie życia.
To Twoje życie. Jak chcesz, to możesz je sobie zmarnować. Ale sądzę, że nie chcesz i że sam/sama wiesz czego pragniesz.