niedziela, 7 sierpnia 2016

Tanie podróżowanie cz. I. Weekend z oraz w PKP :)

Coraz łatwiej dziś niskobudżetowo podróżować. Zewsząd kuszą tanie bilety lotnicze, a przewoźnicy autobusowi prześcigają się w wrzucaniu biletów po 2, 5 czy 10 zł.

Miniony weekend planowałam spędzić w Lublinie na Carnavale Sztukmistrzów.


Wraz z kolegą zakupiliśmy bilet weekendowy PKP (w cenie 79 zł.), umożliwiający podróżowanie pociągami (TLK oraz IC) na dowolnych trasach w kraju pomiędzy godziną
19 00 w piątek a 6 00 w poniedziałek.

Pozwiedzaliśmy trochę miasto, do którego wróciłam z sentymentem po paru latach.
Lubię Lublin za jego inność, kameralność, śliczną starówkę, uroczy zamek, wspomnienia. Za każdym razem odkrywam tu coś nowego i żałuję, że nie wpadam częściej, ale ponad 6 godzin w PKP w jedną stronę troszkę komplikuje sprawę.

Na Festiwal Sztukmistrzów chciałam przyjechać już parę lat wcześniej, ale dopiero w tym roku się udało.
Niestety zdecydowałam się na przybycie na tyle późno, że mogłam  zapomnieć o zakupie jakichkolwiek biletów na spektakle zamknięte; wszystkie zostały wykupione dużo wcześniej.
Trudno, może innym razem.
Jeżdżenie rowerem miejskim po zakamarkach Lublina,  obejrzenie kaplicy zamkowej (cudeńko!) oraz wystawy obrazów Józefa Pankiewicza czy zejście do podziemi pod rynkiem zrekompensowały brak spektakli. (podziemia może .. najmniej)

Na festiwalu spędziliśmy jeden dzień, po czym stwierdziliśmy, że zaszalejemy i pojedziemy gdzieś dalej, gdzie dawno żadne z nas nie było. Chcieliśmy jednak wykorzystać nasz jeden lubelski dzień do końca i zostać do późnego wieczora, więc braliśmy pod uwagę tylko podróż pociągiem nocą. Rozważaliśmy Kraków i ŚDM, ale pociągi zbytnio nie pasowały. Przypasował za to idealnie PKP Dęblin-Hel, więc zdecydowaliśmy się do niego wsiąść. Nie
 
zniechęcił nas fakt, że nie ma już obowiązkowych miejscówek i być może spędzimy długą noc na korytarzu w PKP. Mimo braku tychże miejscówek siedzieliśmy sobie wygodnie całą trasę i z różnym skutkiem próbowaliśmy spać. Rano polskie wybrzeże przywitało nas pięknym słońcem, po zjedzeniu szybkiego i byle jakiego śniadania ruszyliśmy na plażę. Zrobiliśmy sobie morski spacerek od Helu przez Juratę do Jastarni, gdzieniegdzie mijając grupy opalających się i wypoczywających wczasowiczów.
Z Jastarni dojechaliśmy do Gdyni, gdzie mieliśmy ok. 2 godzin do kolejnego pociągu, tym razem już zmierzającego z powrotem do Poznania.
Aby nie marnować czasu, poszliśmy na plażę w Gdyni. Upalny dzień ustępował miejsce chłodnemu
wieczorowi, piasek już nie grzał bosych stóp, za to mewy uroczo darły mordy, podchodząc do nas i błagalnie patrząc w kierunku naszych średnio świeżych helskich drożdżówek.
Czas szybko minął, trzeba było zbierać się na dworzec.
Wsiadam w pociąg powrotny, nie ocieram żadnej łzy - można sparafrazować słowa słynnej piosenki.
Czekała nas trzecia spędzona w PKP noc, zbliżał się poniedziałek i powrót do codziennej rutyny. Zmęczenie delikatnie dawało się we znaki, ale zgodnie żałowaliśmy, że nie mamy jeszcze jednego dnia - pojechalibyśmy ... w góry :)
Tym bardziej, że siedzieliśmy już w pociągu relacji Gdynia - Jelenia Góra.
 
Około drugiej w nocy wysiedliśmy w naszym Poznaniu, przecierając zaspane oczy i żegnając podróżniczy weekend.
Oby nie na długo, tyle pięknych miast jeszcze czeka :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz