niedziela, 2 listopada 2014

ktoś odchodzi, ktoś zostaje ..

Wczoraj minęło 10 lat od śmierci mojego dziadka.
Poczułam się tak jakby 1.11.2004 był wczoraj..
A to było naprawdę dawno, bardzo dawno,  tyle się zmieniło od tego koszmarnego dnia

Potem odszedł K.
O wiele lat za wcześnie..

W zeszłym roku babcia ..

Każde odejście bolało. Chociaż każde inaczej.  Jednak każde było zaskoczeniem.

Coś wspólnego jednak miały te śmierci: szok, potworny ból, niedowierzanie, załamanie i co w moim przypadku szczególnie silne - bunt.

Śmierć zawsze przychodzi za wcześnie. Niezależnie czy zabiera osobę 80-, czy 23-letnią, czy kilkuletnią, nigdy nie jest odpowiednia pora. Zawsze chce się więcej - jeszcze rok, jeszcze parę m-cy, jeszcze dzień, godzina, ... chwila..

Jeszcze chce się powiedzieć parę słów, przeżyć coś razem..

I ciężko zrozumieć, że już NIGDY..
Słowo 'nigdy' przeraża, bo jak to ? Nigdy już dziadek nie opowie o swym wojennym dzieciństwie ?
K. nigdy już nie powie 'będzie dobrze' ? Nigdy już nie usiądę z babcią przy stole i nie wypiszemy tradycyjnych, papierowych kartek na święta ?

Nigdy...
Oni odeszli, a ja zostałam.

Trudno przyzwyczaić się do fizycznego nieistnienia kogoś, kto był blisko.
Pozostały kapcie w kuchni babci, gotujące się na obiad ziemniaki..
Nie zdążyła zjeść..
Mnóstwo kwiatów, książki, wiszące w szafie ubrania..
Bluzka, uszyta specjalnie na chrzciny prawnuczki..
Na których nie zdążyła być, walczyła w tym czasie o życie, przegrywając nierówną walkę kilka dni po chrzcinach.
A tyle razy mówiła, by malutką ochrzcić.. Ponaglała, nie rozumiała dlaczego tak zwlekają..
Pozostały papiery, świadectwo szkolne jej mamy, które jeszcze niedawno po raz kolejny mi pokazywała..
Leki, których nie zdążyła przyjąć
Zdjęcia.
Wspomnienia.

Myślałam, że ze spokojem dożyje nawet 90. urodzin..
Że jeszcze doczeka dni, gdy wreszcie dorosnę i spełni się moje największe marzenie -
na świecie pojawi się ona - moja wymarzona córeczka..

Nie doczeka :(

Śmierć przychodzi znienacka i przekreśla plany i marzenia.

Najpierw gdy odejście bliskiej osoby staje się faktem, nie do końca można w to uwierzyć.
To totalny szok.
Nie docierało do mnie, że oni nie żyją.. Nie potrafiłam sobie tego wytłumaczyć..
Gdy dotarło, pojawiła się bezkresna rozpacz..
Przepłakane noce, dni, które nie mają znaczenia, bo wszystko utraciło sens..
Po stracie dziadka zmuszano mnie do normalnego funkcjonowania..
Po odejściu K. niewiele pamiętam, czas mi się zatrzymał i nie wiedziałam co się wokół dzieje, bardzo mało pamiętam z tamtego czasu.. Mam dziury w pamięci i nie potrafię przywołać w pamięci wielu wydarzeń..
Po śmierci babci rozchorowałam się dość poważnie..
Wycofałam się z życia rodzinnego czy towarzyskiego, nie chciałam uczestniczyć w imprezach, spotkaniach, męczyły mnie one.
Nudne rozmowy, udawane emocje i nieszczerość raziły..
Pragnęłam spokoju, ciszy, bycia czasem sama, musiałam na nowo poskładać swój świat, by móc z powrotem odnaleźć siebie po stracie..

Dziadka nie ma całych, długich 10 lat.
Smutno mi gdy o tym myślę. Brakuje go..
Minęło uczucie kompletnej rozpaczy, pozostał smutek, z którym potrafię sobie jakoś radzić ..

K. nie ma już 6 lat..
Żal jego młodego życia, tyle jeszcze miał planów..
Tyle nie zdążył..
Czasami trudno mi uwierzyć, jak choroba potrafi zniszczyć tak młody, zdrowy, silny organizm..

Babci nie ma ponad rok.
Stosunkowo świeże rany jeszcze się nie zabliźniły.

Kiedyś, gdy byłam zdołowana po śmierci K., skierowano do mnie piękne słowa..
"Gdy nagle zerwie się wiatr i potarga Ci włosy, nie wierz, że to tylko wiatr. To będzie on, otulający Cię skrzydłami"
Jedne z najpiękniejszych słów, jakie kiedykolwiek usłyszałam..
I  jedno z najbardziej skutecznych pocieszeń, chociaż pocieszenia nigdy nie oczekiwałam.

Po każdej stracie upadałam, pogrążałam się w bólu..
Bardziej niż własny ból przerażało mnie jednak cierpienie bliskich ..
O ile swoje cierpienie jakoś znosiłam, radząc sobie na rozmaite sposoby, to bólu rodziny nie mogłam znieść. Nie potrafiłam spać, słysząc łkanie .. Nie potrafiłam pocieszyć, bo nie ma takich słów, by ukoić czyjś ból.. Można tylko być obok..
Nic więcej ..
Być, pozwolić mówić, uważnie słuchać, pozwalać płynąć łzom..
Albo milczeć, jak robi się za gęsto od słów.
Nie znoszę mówienia 'nie płacz, było, minęło'.
Skumulowane emocje kiedyś po prostu wybuchną..
Płacz trzeba wypłakać, złość wykrzyczeć, ból przeboleć..

Na grobie K. widnieje napis "Bóg sam wybrał czas"
Krótko, rzeczowo i dosadnie..
Miałam chwile w życiu, gdy wchodziłam do napotkanych, pustych kościołów, siadałam i jedyne myśli, jakie kotłowały mi się w głowie to: 'Boże, dlaczego ?'
Dlaczego na to pozwolono ? Dlaczego zabrano osobę tak dobrą, pomagającą wszystkim naokoło, myślącą o wszystkich, a dopiero na końcu o sobie ?
Dlaczego tylu morderców i ludzi-potworów żyje i ma się dobrze, a człowiek na wskroś dobry musi odejść w wieku 20 paru lat ? Dlaczego ? Jaki to ma sens ?

Dziś mniej we mnie buntu. Nie pytam dlaczego, odpowiedzi nie znajdę.
Może był zbyt dobry dla tego bezwzględnego świata ?

Tak mocno we mnie wierzył..
Mocniej niż ja sama.
Tak skutecznie uczył, że świat jest dobry..
Do dziś wierzę, że 'niewidzialna dłoń ochroni mnie', zawsze i wszędzie.

Chciałabym powiedzieć mu dwa słowa, które nigdy nie padły - Dziękuję. Przepraszam.

Z dziadkiem chciałabym jeszcze porozmawiać o wojennych czasach.
Opowiadał o nich, ale ja byłam zbyt młoda i niedojrzała, by bardziej się zainteresować.
Słuchałam, było to ciekawe.
Dziś słuchałabym uważniej, sam temat dziś bardziej mnie interesuje niż jak miałam naście lat.
Dopytywałabym.
O rodzinę także. Kiedyś średnio mnie to interesowało, dziś - bardzo.
Jak musiał się czuć, gdy zmarła mu mama, był przecież taki malutki..
Jaki wyglądało jego życie po stracie matki, jaka była jego macocha ?
Dopiero gdy sama trochę przeżyłam, więcej rozumiem.
Potrzebowałam lat, by to zrozumieć.
A los nie dał czasu na te rozmowy :(
Dziadek zawsze pamiętał o moich urodzinach i imieninach, pierwszy już od rana przychodził z życzeniami.. To takie miłe..
Bardzo mi tego brakowało, gdy go zabrakło..
Wyręczał mnie w moich obowiązkach - opiece nad królikami, potem kotami..
Przypominał mi, że kończy się kocia karma.
Pamiętam jak nosił kota w koszyku wiklinowym..
Niecały rok po śmierci dziadka kot zniknął


Mam jeszcze nadzieje, że kiedyś uda mi się porozmawiać z jego przyrodnim bratem o dziadkowym dzieciństwie, dorastaniu w tamtych czasach, trudniejszych i brutalniejszych niż nasze.
Nie chcę żartów, nabijania się, zmiany tematu na łatwiejszy. Chcę tylko szczerości..

Przykre, że nie zdążyłam dorosnąć wcześniej i zadać nurtujących pytań, gdy jeszcze żył..
Chciałabym go przeprosić za swoją dziecinność, niedojrzałość, lekkomyślność. Za typowo nastolatkową beztroskę.
Dorosłam dopiero 4 lata po jego odejściu.

Myślałam, że na wszystko w życiu jest czas.
Już wiem, że nie..

".. nie bądź pewny, że czas masz, bo pewność niepewna
zabiera nam wrażliwość tak jak każde szczęście.."

Pozostaje wierzyć, że gdzieś są i są tam szczęśliwi..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz