wtorek, 27 stycznia 2015

parę ostatnich dni

Po czwartkowych odwiedzinach na cmentarzu z okazji Dnia Dziadka i o dzień wcześniejszego Dnia Babci całkowicie popsuł mi się nastrój.
Gdy mój brat powiedział "Widzisz, zawsze się chodziło do babci z kwiatkiem, a teraz co... przychodzimy ze zniczem.. a dziadka już tyle lat nie ma .." myślałam, że zacznę wyć.
Zrobiło mi się tak smutno, że chciałam usiąść i płakać, płakać, płakać..
Już na nic nie miałam ochoty, zrezygnowałam z popołudniowego wypadu, zaszyłam się w swoim pokoju i pozwoliłam, żeby łzy kapały.
Nawet pisząc te słowa, leżę na łóżku i płaczę ..
Przykro mi, że odeszli do przeszłości..
Tęsknię i brakuje mi ich, ale co zrobić..
Życie trwa dalej..

Piątkowe popołudnie i praktycznie całą sobotę przeznaczyłam na czytanie.
Nie miałam najmniejszej ochoty na nic innego.
Było mi cudownie samej ze sobą i z książką.
Książką, której długo szukałam, pytając o nią w księgarniach, antykwariatach, szperając w necie - bezskutecznie. Koleżanka znalazła ją i wypożyczyła na siebie w bibliotece :)
Podsumowując można by rzec tak: wielka fanka m.in. 'Ani z Zielonego Wzgórza' sięga po dzienniki jej autorki.


W niedzielę poczułam, że muszę się już gdzieś ruszyć. Zaczerpnąć oddechu.
Góry zbyt daleko :(
Pełniej oddychać tutaj trudno, ale staram się.
Prawie półtora godziny na lodowisku pomogło przewietrzyć głowę.
Wrócił uśmiech i spokój.

I od nowa, do przodu, przed siebie..
Raz radośnie, czasem ze smutkiem.
Jednego dnia z uśmiechem i spokojem, innego z niepokojącym niedoborem tego drugiego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz