sobota, 7 kwietnia 2018

Kijów, Kijów.

Kijów 3/4/11-6.11.2017


W 2016 r. miałam okazję pobyć chwilkę we Lwowie i na ukraińskim Zakarpaciu, teraz przyszedł czas na Kijów.

Przyznam, że miasto mnie zaskoczyło i to pozytywnie. Okazało się o wiele ciekawsze i zachęcające niż np. greckie Saloniki.
Spędziliśmy tam 3 (pełne) dni i trochę miasta zobaczyliśmy.


Zatrzymaliśmy się w hostelu, z powodu chaosu organizacyjnego wylądowaliśmy w innej miejscówce niż ta, którą zarezerwowaliśmy.
(konkretniej: hostel, w który mieliśmy nocować i który powiadomiliśmy o naszym przybyciu ok. 2 w nocy, nie miał dla nas miejsc. Ktoś coś przeoczył i tym sposobem wylądowaliśmy w samym sercu miasta, na Majdanie Niezależności).

Dziwne to uczucie mieszkać w samym sercu miasta, w którym to w 2013-2014 rozegrało się krwawe piekło. Nieopodal znajdują się zdjęcia ofiar z tamtego okresu, a z ich uśmiechniętych twarzy bije młodość. Brutalnie przerwana przez śmierć młodość.

Z balkonu rozpościerał się widok na calutki Majdan. Lokalizacja świetna, warunki trochę gorsze, ale do przeżycia. Pod warunkiem, że podczas brania prysznica, nie rozglądało się za bardzo na boki i nie przyglądało średnio czystej kabinie prysznicowej i takie klimaty. Spoko, ze spokojem dało się przemieszkać.
Wiem, że standard życia na Ukrainie jest niższy niż w Polsce, wiem, że mogliśmy trafić jeszcze gorzej, wiem też, że za tak niską cenę nie można oczekiwać cudów.













Kijów jest naprawdę barwnym miastem i gdy trafi się okazja powrotu tam, chętnie wrócę i spojrzę na nie w wiosennej lub letniej odsłonie

Tymczasem prezentuję Wam Kijów po mojemu w świetnej jak na listopad aurze.

To kot z Alei Pejzażowej, jednej z alternatywnych atrakcji Kijowa, od której rozpoczęliśmy zwiedzanie ukraińskiej stolicy. Fotka wyżej i druga z posta też pochodzi stamtąd.
Miejsce świetne, nie tylko dla najmłodszych. Zaprojektowane z polotem i fantazją, usytuowane prawie w centrum. Aż żal byłoby tam nie zajrzeć. 


 



Kot na drzewie wykonany z plastikowych widelcy, a jeżyk ze starych śrub. Fantazji autorom tych stworów z pewnością nie brakuje :)


Kijów to i najgłębsza stacja metra na świecie - Arsenalna, mieszcząca się aż 105 metrów pod ziemią. Wydostanie się ze stacji na powierzchnię zajmuje ok. 8-10 minut. Za pierwszym razem jest to atrakcja, ale dla mieszkańców, którzy muszą pokonywać taką trasę codziennie, pewnie ciut upierdliwa.
Kijów to także Dniepr, szeroki i potężny. Z ładnym brzegiem i o dziwo - stosunkowo czystą wodą. Dla spragnionych adrenaliny z atrakcją w postaci przejażdżki tyrolką nad rzeką.



Fajną miejscówką jest Muzeum Michaiła Bułhakowa. Niewielkie, lecz klimatyczne.
Minus stanowi zwiedzanie go w języku ukraińskim lub rosyjskim.
Można oczywiście wejść do niego z anglo- lub niemieckojęzycznym przewodnikiem, tylko, że takie zwiedzanie należy zamówić wcześniej. Musi także uzbierać się odpowiednia grupa, co w sezonie pozaturystycznym, listopadowym pewnie bywa problematyczne.
Ukraińska stolica (jak i Ukraina ogólnie) zresztą nie jest miastem nastawionym na turystów.
Kraj dość biedny, z toczącym się konfliktem zbrojnym czy kiepskimi drogami nie przyciągnie tłumów. I dobrze, przynajmniej jest tam tak .. prawdziwie.


Po muzeum Bułhakowa oprowadzała nas przesympatyczna pani przewodnik. Pewnie widziała nasze zdezorientowane miny, sugerujące, że nie bardzo rozumiemy o czym mówi, więc poświęcając swój prywatny czas została dla naszej czwórki dłużej. I przeszła z nami jeszcze raz przez muzeum, starając się najprostszym rosyjskim sprawić, abyśmy wynieśli z tego miejsca jak najwięcej wiedzy. Miły gest z jej strony.

I motywacja, by wolne chwile poświęcić na naukę chociaż podstaw rosyjskiego.

 Kijów to także dobra kuchnia, murale, staruteńkie tramwaje, biały grzaniec, piękne i tanie rękodzieło, mnogość muzeów, metro na żetony.

I największy zabytek oczywiście - Ławra Peczerska, czyli cały kompleks świątyń prawosławnych. Miejsce kultu religijnego, największe tego typu w całej Ukrainie, wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO.
Spędziliśmy tam pół dnia, obiekt naprawdę jest imponujący.




Widok z naszego hostelowego balkonu: 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz