sobota, 21 stycznia 2017

Szlakiem miast na "B". Bratysława (31.12.2016)

Nie sądziłam, że w roku 2016 uda mi się zobaczyć Bratysławę. Znajdowała się ona w wiosennym planie wraz z Wiedniem, a w zasadzie Wiedeń wraz z Bratysławą :)



Plany sobie, życie sobie. A jak to się stało, że dotarłam do stolicy Słowacji wcześniej
niż planowałam ?
Przerwałam dwuletnią tradycję górskich sylwestrów, decydując się na spędzenie końca roku inaczej, w jakimś europejskim mieście. Lubię zmiany.
 Sylwester miał być w Wilnie, połączony z jednym dniem w Rydze i jednym w Tallinie - wyjazd z pewnym pseudo-biurem, niezbyt pewnym, ale za to tanim i oferującym wiele atrakcji w krótkim czasie. Coś za coś, 'biuro'  można rzec - w ostatniej chwili postanowiło tak po prostu wyjazd odwołać.
Hmm, połowa grudnia i cóż tu zrobić, by gdzieś pojechać i zmieścić się w zaplanowanym budżecie ?

 Na zdjęciu powyżej: Slovenske Narodne Divadlo, czyli Słowacki Teatr Narodowy.

Znalazł się groupon, z kilku możliwości różnych wyjazdów w oczy rzucił się Wiedeń + Bratysława. To w drogę !

Wyjazd zorganizowany zapewniał noclegi, a wiadomo, że w okresie sylwestrowym z nimi bywa rożnie.
Nie doczytałam, że noclegi są 2 godziny jazdy autokarem od Wiednia, zakładałam, że skoro śpimy w Czechach, to zapewne na samej granicy, czyli ok. godzinki drogi.  No trudno, da się przeżyć :)

Na Bratysławę zaplanowane było zaledwie kilka godzin, gdy pytałam ile czasu tam spędzimy, usłyszałam, 'przecież to niewielkie miasto' :) Tyle to ja sama wiem. Nic dobrego o stolicy Słowacji nie słyszałam, przeważają opinie, że nic tam nie ma i nie warto sobie tym miastem głowy zawracać.

Na blogach podróżniczych po Bratysławie jedzie się ostro.
Nie jest to stolica, która zachwyca jak Wiedeń czy Budapeszt, położona jest jeszcze bardzo blisko tychże miast, więc dla wielu stanowi tylko punkt po drodze, do którego czasem się wpadnie na godzinną kawę.

Bratysława nie ma szans, by dorównać stolicy Austrii czy Węgier pod względem ilości zabytków czy uroczych alejek, ale nie zgodzę się ze stwierdzeniem, że nic w niej nie ma.

I pewnie zaskoczę wielu, ale zamierzam tam jeszcze wrócić na dzień czy dwa i zobaczyć to, na co podczas sylwestrowego wypadu zabrakło czasu.
Np. wjechać windą do najsłynniejszej słowackiej kawiarni, zwanej ufo.

Kawiarnia, mieszcząca się na moście rzuca się w oczy i zapewne można z niej obserwować zarówno Dunaj jak i ścisłe centrum miasta.
Wjazd jest płatny kilka euro, ale moim zdaniem warto poświęcić te trochę drobnych. 

W czasie wolnym, którego było ok. 1 h 20 min można było tam wjechać, ale niestety nie każdy zdążył :)

Słowackie ufo w 2016 r. widziałam jedynie z okolic zamku:





















Z zamku już prosta droga (w dół) do katedry św. Marcina i na (niewielką) starówkę.









































Spacerując po starówce spotyka się różne pomniki, niekoniecznie historyczne, lecz takie zabawne, mające stanowić atrakcję dla turystów jak np. Cumil - figurka faceta, wychylające się z kanału, przy którym postawiono znak "Man at work"



Znak ten postawiono z podobno jednego, ważnego powodu - parkujące auta, zwłaszcza te, prowadzone przez wiecznie spieszących się kurierów miejskich wielokrotnie .. wjeżdżały w Cumila.


Nieopodal pomnika Cumila znajduje się inny, przedstawiający "Pięknego Ignasia" - prawdziwy Ignaś był sprzątaczem o nienagannych manierach, podobno uwielbiającym .. kobiety.
Każdą potrafił w bardzo grzeczny sposób zaczepić, odzywając się do niej w języku, w jakim wydawało mu się, że dana dama mówi.
W I połowie XX w. Bratysława była wielokulturowym miastem, w którym obowiązywały m.in.  języki: słowacki, węgierski, niemiecki.

 Przy Pięknym Ignasiu ustawiały się kolejki chętnych do wspólnego zdjęcia, nie udało mi się sfotografować go samego.

 Jednak to nie pomniki podobały mi się najbardziej, bo nie oszukujmy się, mniej lub bardziej ciekawe pomniki znajdziemy  .. wszędzie. 

Jedno miejsce w stolicy Słowacji chciałam zobaczyć szczególnie, co połowicznie mi się udało. Miejsce to znajduje się na pierwszym zdjęciu w tym poście, a jest to modry kostolik, czyli niebieski kościół.

Niebieski kościół pw. św. Elżbiety wzniesiono w latach  1907-1913.
Trafić do niego niby prosto, chyba, że nie ma się ani mapy ani GPSa, a pytani o ten kościół przechodnie kierują zdezorientowaną pytającą w różne strony. W pobliżu jest też klasztor św. Elżbiety, ale jego budynek niczym specjalnym się nie wyróżnia,

Dojście ze starówki do niebieskiego kościółka zajmuje 10 minut, ale trzeba wiedzieć którędy iść :) Nigdzie nie ma oznaczeń ani tablic informujących jak dotrzeć do tego zabytku.



Modry kostolik widziałam jedynie z zewnątrz.
Jego wnętrze również jest całe w delikatnym odcieniu niebieskiego, z chęcią je obejrzę .. następnym razem. Jak większość kościołów na Słowacji i ten był zamknięty. Żeby było śmieszniej, kościółek miał zostać otwarty za 15-20 minut od momentu, w którym tam byłam, ale uczestniczyłam w wyjeździe zorganizowanym, a czas wolny był ograniczony i właśnie mijał - nie mogłam czekać ..


Ciekawym miejscem, oddalonym 8 km od centrum Bratysławy są ruiny zamku Devin, które również chciałabym kiedyś zobaczyć.. Wygląda na to, że muszę tam wrócić :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz