piątek, 31 lipca 2015

Udane zachody i przestraszony wschód (słońca)

Dźwirzyno. 27.07.2015. Późny poniedzialkowy wieczór.

Przemarznięta nie decyduję się ponownie iść na plażę. Przyłączam sie do oglądania  filmu, od pierwszych scen czując, że to na pewno nie jest dobry pomysł. "Odzyskać Haley" wywołuje ból brzucha i drżenie ciała. Przerażenie. Historia matki, której porwano malutką, 3-letnią córkę i która dopiero po 12 latach z trudem natrafia na jej ślad.
Nigdy nie przestała szukać córeczki, jej mąż zrezygnował, w pewnym sensie pogodził sie z faktem, że dziecka odnaleźć się nie da.
Odszedł.
Chciał żyć normalnie, jeśli w takiej sytuacji można w ogóle mówić o normalności.

Nie wiem po co oglądałam taki film, ale żałuję, że go widziałam.
Dziewczynka się odnalazła, ale marny to happy end, biorąc pod uwagę wszystko co po drodze i czas, którego nadrobić się nie da.

A ja oczywiście bałam się zasnąć i ruszyć się gdzieś w ciemnościach.
Wiedziałam już, że z zaplanowanego na kolejny ranek wschodu słońca nic nie wyjdzie - sama bałam się pójść, a chętnych na tak wczesną pobudkę nie było.
Słońce wstało, jak każdego dnia, nie była mu potrzebna moja obecność.
No cóż, kiedyś się jeszcze wybiorę ..

Zachody prezentowały się za to bardzo efektownie:






:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz