czwartek, 1 listopada 2018

Czego nie mówić osobie w żałobie ?

Post powstał na podstawie moich doświadczeń oraz na podstawie rozmów z paroma osobami na temat (nie)radzenia sobie po śmierci bliskiej osoby. Wpis subiektywny, napisany po przeżyciach, których wolałabym nie mieć.

Wiadomo, ludzie są różni i każdy radzi sobie z trudnościami na swój własny sposób. Podczas gdy jedna osoba miesiącami lub latami będzie tylko płakać, inna podniesie się po miesiącu. Albo tak nam się tylko będzie wydawać, bo nawet gdy kogoś dobrze znamy, nie znaczy to wcale, że znamy go jak siebie samego i wiemy jak się zachowa w danej sytuacji. Poza tym ludzie reagują nieprzewidywalnie i często zaskakująco.

Śmierć należy do najbardziej stresujących wydarzeń w życiu, ona kończy coś, co dobrze znamy, zamyka jakiś etap. Jest życie przed nią i życie po niej.
Życie "po" nigdy nie będzie takie samo jak to "przed", bo jednak kogoś zabrakło.

Pamiętam pierwszą wigilię po odejściu mojego dziadka i to puste miejsce przy stole. Miejsce, należące do niego. Byłam nastolatką, dla której śmierć dziadka była przede wszystkim szokiem.
Tylko, że śmierć zawsze jest szokiem, bo jak inaczej nazwać fakt, że ktoś ZAWSZE był, a teraz NAGLE już go nie ma ? Nie ma i nie będzie, śmierć nie jest odwracalna.


W psychologii wyróżnia się pięć faz żałoby i wydaje mi się, że znaczna część ludzi przez te fazy przechodzi.

1. Faza szoku

2. Faza tęsknoty i żalu

3. Faza złości/buntu

4. Faza smutku, przechodzącego (u niektórych) w depresję

5. Faza akceptacji

Ja je przeszłam, raz dłużej tkwiąc w fazie złości i lekkiej depresji (nr 3 i 4), innym razem nie mogąc się wydostać z fazy nr 1, czyli totalnego szoku, którego nie potrafiłam ogarnąć rozumem.

Inaczej czułam się jako ok. 10-letnia dziewczynka po śmierci prababci Marty, która pomagała w moim wychowaniu. Pamiętam ją jak bawiła się ze mną, chociaż widzę to jakby przez mgłę.
Pamiętam wprawdzie jej twarz, ale nie mogę przypomnieć sobie głosu. A przecież często do mnie mówiła, wołała mnie.
Gdy odeszła, chodziłam chyba do 3 klasy szkoły podstawowej.
Moją drugą prababcię, też Martę, pamiętam z kolei jak ciężko chora leżała kilka lat w łóżku. I tyle wspomnień.. Trzeciej, Stefanii, nie pamiętam w ogóle, wielokrotnie próbowałam sobie kiedyś ją przypomnieć, przecież zdążyłam ją poznać, coś mi tylko świta, że ona stoi na ganku, stara, zgarbiona, chora. Może to jednak moja wyobraźnia dopisała sobie ten obraz.
Czwartej prababci nie miałam, nosiła imię Emilia i zmarła gdy mój dziadek miał ok. 3 lat.

Inaczej żałobę przechodzi dziecko, które nie do końca potrafi pojąć swoim dziecięcym rozumkiem, że ktoś był nagle zniknął,  a inaczej osoba świadoma sytuacji.

Wracając do tematu głównego nigdy nie mów tego osobie, przeżywającej żałobę:

- weź się już w garść
(Myślisz, że to takie łatwe ?)

- umarł/a, stało się, żyj dalej
(j.w. - potrzeba czasu)

- żyj przyszłością
(na to przyjdzie czas)

- myślisz, że jak ciągle mówisz o śmierci, łatwiej Ci się będzie podnieść ?
(może tak; sprawa indywidualna)

- ale Ty jeszcze żyjesz
(no i co z tego?)

Nie rzucaj komuś w twarz słowami, które mogą zadać ból. Ludzie mają różną wrażliwość i może coś, co Tobie wyda się zwykłym pocieszeniem, dla kogoś bardziej wrażliwego okaże się potężnym, krwawiącym rozdrapaniem rany.
Może nawet mając dobre intencje i szczerze pragnąc pomóc, wbijesz komuś nóż w - i tak już poranioną - duszę.

Są sytuacje, kiedy lepiej wspólnie pomilczeć.
Zrobić człowiekowi w żałobie zakupy, przygotować kanapkę, załatwić sprawy rachunkowe, wyprowadzić psa itp. itd.
O takich błahych sprawach nie myśli się gdy całe ciało krzyczy z rozpaczy.

Wystarczy być obok.
Empatycznie być.

Dla mnie 1.11 jest nie tylko Dniem Wszystkich Świętych, ale także kolejną rocznicą śmierci mojego dziadka.  Opuścił nas właśnie w pierwszy dzień listopada i tym samym naznaczył tę datę smutkiem..

O swoim dziadku pisałam ponad dwa lata temu. Jakby ktoś miał ochotę poczytać, zapraszam tu:

http://wyfrunaczwlasnejglowy.blogspot.com/2016/06/wnuczka-swojego-dziadka.html





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz