Miło spędzić 3 październikowe dni nad Bałtykiem, z dala od gwaru, pełnych plaż, uroczo tandetnych budek z pamiątkami i zatłoczonych dróg dojazdowych.
Na słynnych wydmach byłam pierwszy raz w życiu i naprawdę polecam to miejsce.
Zarówno słynna wydma Łącka jak i mniejsza Wydma Czołpińska robią niesamowite wrażenie.
Taka mini-pustynia w Polsce, unikat na skalę europejską.
Wyjechaliśmy z Poznania w czwartkowe popołudnie, by trzy kolejne dni móc spędzić na słynnych wydmach w Łebie i Smołdzinie.
Pomimo końca sezonu turystycznego wydmy przyciągnęły nielicznych turystów, spragnionych piasku i ... wiatru.
Znaczną część soboty przeznaczyliśmy na spacer - najpierw z leśnego parkingu do samych wydm (około 5 km), a później przez wydmy wybrzeżem w drogę powrotną. Nie wiem ile to dokładnie kilometrów, z pewnością naście.
Z parkingu prawie pod same wydmy można podjechać zarówno meleksem jak i wypożyczonym rowerem. My szliśmy pieszo przez fajnie wytyczone leśne ścieżki - jak macie odpowiedni zapas czasu i lubicie spacerować po lesie, to polecam taką opcję.
A tak wiało na wieży nieopodal wydm:
i na samej Wydmie Łąckiej:
Oprócz pobytu na wydmach zwiedziliśmy również skansen w Klukach (Muzeum Wsi Słowińskiej), wdrapaliśmy się na latarnię w Czołpinie, dotarliśmy pod wieżę Rokowół (niestety z powodu silnego wiatru nie mogliśmy na nią wejść). W planie było jeszcze szybkie zwiedzenie Słupska, lecz czas gonił i wystarczyło go jedynie na obiad i króciutki spacer przez rynek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz