piątek, 31 lipca 2015

Udane zachody i przestraszony wschód (słońca)

Dźwirzyno. 27.07.2015. Późny poniedzialkowy wieczór.

Przemarznięta nie decyduję się ponownie iść na plażę. Przyłączam sie do oglądania  filmu, od pierwszych scen czując, że to na pewno nie jest dobry pomysł. "Odzyskać Haley" wywołuje ból brzucha i drżenie ciała. Przerażenie. Historia matki, której porwano malutką, 3-letnią córkę i która dopiero po 12 latach z trudem natrafia na jej ślad.
Nigdy nie przestała szukać córeczki, jej mąż zrezygnował, w pewnym sensie pogodził sie z faktem, że dziecka odnaleźć się nie da.
Odszedł.
Chciał żyć normalnie, jeśli w takiej sytuacji można w ogóle mówić o normalności.

Nie wiem po co oglądałam taki film, ale żałuję, że go widziałam.
Dziewczynka się odnalazła, ale marny to happy end, biorąc pod uwagę wszystko co po drodze i czas, którego nadrobić się nie da.

A ja oczywiście bałam się zasnąć i ruszyć się gdzieś w ciemnościach.
Wiedziałam już, że z zaplanowanego na kolejny ranek wschodu słońca nic nie wyjdzie - sama bałam się pójść, a chętnych na tak wczesną pobudkę nie było.
Słońce wstało, jak każdego dnia, nie była mu potrzebna moja obecność.
No cóż, kiedyś się jeszcze wybiorę ..

Zachody prezentowały się za to bardzo efektownie:






:)

sobota, 18 lipca 2015

Teatr Wielki, czyli poznańska opera oczami ciekawskiego widza


Na początku maja nadarzyła się okazja do operowego spaceru po poznańskim Teatrze Wielkim, czyli możliwość zobaczenia tego, co na codzień niedostępne dla oczu widza.

Szatnie, perukarnia, rekwizytornia otworzyły się na chwilę dla tych, którzy lubią widzieć więcej.
Można było spojrzeć na widownię z perspektywy sceny oraz zajrzeć pod nią, zobaczyć miejsce pracy inspicjenta, szatnie, magazyn czy boczne wejście, którymi wprowadza się np. konie czy motory na scenę.




Taka ciekawostka - pewnie wiele osób zastanawiało się chociażby nad efektem sztucznej krwi, wykorzystywanej w spektaklach.
Co to za płyn - sok malinowy, a może jednak truskawkowy albo czerwona, zmywalna farba ? Nic z tych rzeczy. Teatry korzystają ze specjalnego płynu, imitującego prawdziwą krew.
Cena takiej niewielkiej buteleczki może przyprawić o zawrót głowy, lecz nie niszczy ona strojów, łatwo się spiera.
Chyba nie uchylę zbytnio rąbka tajemnicy zdradzając, że niewielka buteleczka kosztuje kilkaset złotych. Efekt, widziany podczas końcowej sceny "Madame Butterfly" robi piorunujące wrażenie.



 
Pomieszczenie, w którym przechowywane są rekwizyty, nie jest tak obszerne, jakby można było się tego spodziewać.
 

 
Znajdują się w nim tylko i wyłacznie rekwizyty, mylone często z dekoracjami.
Sama nie zawsze potrafię wskazać różnicę między dekoracją a rekwizytem teatralnym, która moim zdaniem bywa dość subtelna.
 
W skrócie dekoracja to stały element spektaklu np. mebel,
natomiast rekwizyt jest 'grany', czyli używany w grze przez aktorów, może nim być choćby widoczny na poniższym zdjęciu, kielich czy dzbanek. Albo lampka, owoc, latarka, poduszka itp.
 


A gdy dana poduszka podczas spektaklu po prostu sobie leży i nie jest używana przez żadną z grających osób, pełni jedynie rolę dekoracji.

Kolejny rekwizyt:
 
Jednym z ciekawszych operowych pomieszczeń okazała się perukarnia, w której wyczarowuje się najróżniejsze fryzury.
 
 
O ile współczesne uczesania niespecjalnie mnie interesują, to jednak te odwzorowywujące fryzury sprzed wieków są nie lada gratką.
Nie wiedziałam, że w poznańskiej operze tworzy się peruki od A do Z, myślałam, że raczej nabywa się już gotowe i ewentualnie je przerabia w zależności od potrzeb danego spektaklu.




Zabrakło mi jedynie wizyty w garderobie i możliwości zobaczenia kostiumów, ale może jeszcze kiedyś nadarzy się ku temu okazja :)

poniedziałek, 13 lipca 2015

Roztrzepana bałaganiara porządkuje swój świat

Fakt, że mam problemy z organizacją czasu, to żadna nowość.

Potrafię przebałaganić calutki dzień, nie robiąc niczego, co sobie zaplanowałam.
Godzina ucieka za godziną, a ja nie wiem .. kiedy.

Najgorsze jest to, że zaczynam wiele rzeczy, po czym zostawiam je takie 'rozgrzebane' i zabieram się za kolejne.
Trudno mi się skupić i dokończyć zaplanowaną czynność przed rozpoczęciem następnej.
Czy miałam tak od zawsze ? Nie wiem. Możliwe.

Od niedawna (baaardzo niedawna) zaczynam z tym walczyć.
Wiem już w czym tkwi problem, ale jeszcze nie znalazłam sposobu na jego zwalczenie.

Dziś załatwiłam kilka zaległych spraw. Niezbyt ważnych, ale 'wiszących' nade mną.
(Te najważniejsze zawsze staram się porządkować najszybciej jak się tylko da).
Parę następnych do tzw. zrobienia i odhaczenia spisałam, by zająć się nimi np. jutro.
Może to ułatwi mi funkcjonowanie ?

Postanowiłam, że dopóki nie skończę aktualnie czytanej książki, nie zabiorę się za następne.
Jedna pożyczona już czeka w kolejce, a za nią parę moich już rozpoczętych.

Odpisałam dzisiaj na wszystkie oczekujące odpowiedzi wiadomości- niektóre czekały ponad tydzień...

Czasem odnoszę wrażenie, że ilość rzeczy wiszących nad moją głową zaczyna mnie przytłaczać.
Na szczęście mam dobrą pamięć i o nich nie zapominam, chociaż tyle ..
Ja je po prostu odkładam na bok, na chwilę, na dzień, na tydzień..
I to mnie męczy..
Ta ilość, stale rosnąca ilość obowiązków/zadań/rzeczy niezbędnych do wykonania..
Muszę nauczyć się sprawniej je załatwiać.

Pamiętam pewną lekcję z podstaw przedsiębiorczości z LO - nauczyciel pokazał nam listę całego dnia z wyszczególnionymi godzinami i poprosił, abyśmy wypełnili te linijki naszymi codziennymi aktywnościami. Wydawało mi się to wówczas nierealne - bo skąd mam wiedzieć we wtorek co będę robiła w środę między 16 a 17 30.
Chyba nikt nie potraktował wtedy listy poważnie. A starszy już facet, uczący tego przedmiotu, bo tak mu w życiu wyszło, powiedział, że z roku na rok aktywności będzie przybywać, a czasu niestety nie.

I tak właśnie jest - dobra się kurczy, a lista zadań-niezbędnych-do-jakże-pilnego-wykonania rośnie.

Usiadłam i nie wypełniłam wprawdzie listy od rana do wieczora, spisałam jedynie na kartce papieru (jak to się mawia, papier wszystko przyjmie) co muszę zrobić w najbliższym czasie. Dla spokoju świętego - innych i przede wszystkim swojego.