Z kolei ten post próbuję ukończyć chyba od jakiegoś tygodnia.
Planowałam trochę inaczej spędzić majowy weekend, chociaż sama do końca nie wiedziałam gdzie, z kim i jak :)
Plany sobie, życie sobie.
Stanęło na wyjeździe w góry, choć dłuuuugo się wahałam, podejmując decyzję: jechać czy nie jechać ..
Nie wiedziałam sama czy chcę w ogóle się tam wybrać i nie wiedziałam dlaczego..
Rozdrażniona czułam niepokój, lecz nie mogłam znaleźć jego przyczyny ..
Wolałabym wyskoczyć w Bieszczady, ale ze względu na znaczną odległość i bardzo ograniczony czas nie wchodziło to w grę.
Od samego początku coś mi nie pasowało, ale gdy zaglądam w siebie nie potrafię dokładniej sprezyzować co.
Ale wiadomo - jak się waham pojechać czy zostać, zawsze :) wygrywa pierwsza opcja.
Wolę żałować, że coś zrobiłam niż że się nie zdecydowałam - nauczyłam się takiego podejścia.
Było ciężko, zimno, mgliście, śnieżnie i zdarzało mi się kląć pod nosem, zastanawiając się co mnie tu przywiodło i po co ..
Było też pięknie, miło, uroczo..
2 maja, gdy przyszła pora na zdobywanie najwyższych szczytów tego pasma górskiego, pogoda nie okazała się łaskawa.. Widoczność w zasadzie zerowa, więc nie było okazji podziwiania widoków.
3 maja, gdy trzeba było się już zbierać, wyszło śliczne słońce, pokazując skrywane dzień wcześniej piękno tych gór ..
Zdarzało się i tak:
Schodząc ze szlaku udało się jeszcze załapać na zwiedzanie (ruin) zamku Strečno, z którego rozpościera się niezły widok na całe miasteczko.
Wróciłam mocno zmęczona, ale wyjazdu nie żałuję :)
Na razie nie planuję jechać w góry, choć gdy to mówię, widzę niedowierzanie w oczach słuchających. I złośliwy uśmiech z komentarzem "to kiedy teraz jedziesz?"
Pojadę dopiero wtedy ... gdy ... zatęsknię.
Na razie włączyła mi się tęsknota za Berlinem, Warszawą, morzem ...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz