wtorek, 30 września 2014

spokój

Mało we mnie spokoju od jakiegoś czasu.
Od maja zeszłego roku w zasadzie brakuje mi ciszy w sobie..

Dużo się działo, wiele trudnych chwil, stresu, wylanych łez, nieprzespanych nocy, chorób..

Radości też wiele, ale gdzieś umykały mi szczęśliwe chwile.
Czułam się przygwożdżona ciężarem tego, co się działo, to za dużo jak dla mnie..

Podobno jest taka granica cierpienia, za którą uśmiech pogodny się zaczyna..
Być może to ten moment.

Jest jak jest. Chyba nie najgorzej.
Gdy patrzę na to, co się wydarzyło w mojej rodzinnej mieścince w ostatni dzień oficjalnych wakacji, dochodzę do wniosku, że u mnie nie jest jeszcze najgorzej.
Żyję, mam rodzinę, przyjaciół, ich wsparcie, słowa otuchy.
Pomimo ostrych zawirowań zdrowotnych jakoś jest.

Ola i Kamil nie mieli tyle szczęścia. Marcin też nie.
Czym są moje problemy w porównaniu do tragedii, jaka ich spotkała..
Nie potrafię jeszcze o tym pisać, co nie zmienia faktu, że to co się stało, mną wstrząsnęło..
Po prostu walnęło to we mnie, z taką siłą, że poczułam się porażona.
Szok, niedowierzanie, żal.
Tacy młodzi, tacy piękni oboje.. Zakochani, mający to, co najważniejsze - siebie.
Ułamki sekund, czyjaś skrajna głupota, tępota, brak odpowiedzialności - i koniec.
Tak po prostu..



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz