środa, 4 października 2017

Jesień zagląda w okna



"Już jesień, już liście spadają z jaworów,
Nastaje czas chłodnych i długich wieczorów,
Już ptak odlatuje ku ciepłej krainie.
Co było – nie wróci, co będzie –
.. przeminie."

Miron Białoszewski, "Powitanie jesieni"


Od jakiegoś czasu jesień zagląda nam w okna. Po długich czerwcowych wieczorach nie ma już śladu, po 19 na dworze robi się nieprzyzwoicie ciemno, a deszczowe strugi coraz częściej spływają po szybie i brzegach parasola.

Jesień polubiłam zaledwie parę lat temu. Wcześniej kojarzyła się z końcem wakacji, krótszym dniem i smutkiem. Kolorowe liście, tanecznym krokiem spadające z drzew nie nastrajają pozytywnie. Zawsze zwiastowały one nadchodzący rok szkolny/akademicki, coraz dłuższe wieczory, kałuże w drodze na przystanek. I tą paskudną CIEMNOŚĆ, która odbiera energię.

Jesień dzisiaj smakuje już inaczej, mimo, że wiatr nadal gwiżdże za oknem, a dzień tak szybko się starzeje.
Nadal wolę swoją ukochaną wiosnę, ale jesienne słoty już zaakceptowałam.  
Zresztą nie ma wyboru, jesień i tak sobie przyjdzie, czy ją lubisz czy też nie.



Na razie nie jest jeszcze tak źle, bywają dni deszczowo-depresyjno-paskudne, lecz przełom września i października okazał się dość łaskawy. Dokładnie tydzień temu w środę przemierzałam ulice Berlina ... w sandałkach. Serio, między 15 a 19 30 było bardzo słonecznie, więc cieplejsze buty zostały w torbie. Jedynie wracając wieczorem czułam lekki powiew wiatru po bosych stopach, ale na tyle delikatny, że nie zdążyłam zmarznąć.

Korzystam więc z tegorocznej jesieni, która dla mnie - po ciężkim lecie, przyszła nieoczekiwanie szybko.


A ona niezmiennie od lat nie lubi jesiennego zimna, chłodniejsze dni i noce spędza najczęściej tak:
 :)

2 komentarze: