niedziela, 13 sierpnia 2017

3 dni w górach. Potęga Tatr.




Lipcowe zawirowania sprawiły, że wyjazdy zeszły na jakiś hen hen odległy, nierealny plan.

Tylko raz spakowałam big-plecak, dopchany karimatą i śpiworem i ruszyłam do Zakopanego, w którym nawet nie pamiętam kiedy ostatnio byłam, możliwe, że 12-15 lat temu.


Wyjazd zorganizował kolega, a ja pochłonięta tym, czym nieoczekiwanie dowalił mi lipiec, nie miałam czasu i energii, by chociażby prześledzić trasy na mapie czy ogarnąć jakiś nocleg.   
Zdałam się w 100% na niego. 

Tatry, jak każde góry mają wiele odsłon - spektakularne widoki zastępowała ulewa, która dwukrotnie  przemoczyła i nas i nasze plecaki. Raz wędrowaliśmy w pięknej pogodzie i po suchych skałach, by za chwilę wspinać się na czworakach, zastanawiając się która skała okaże się mniej śliska.

Trasa Morskie Oko - Dolina Pięciu Stawów - Przełęcz Krzyżne - Murowaniec dała się we znaki i nie wyobrażam sobie podążać nią zimą. Widokowo jest super, technicznie też nie jest najtrudniej, jednak wędrówka w strugach deszczu bywała średnio przyjemna (ślisko).

Widok z Przełęczy Krzyżne jest naprawdę oszałamiający. Nie mam lęku wysokości, ale gdy usiadłam na szczycie aż zakręciło mi się w głowie. Tak troszkę mocniej.


Podczas zejścia  zrobiliśmy sobie przerwę na odpoczynek, zresztą takich przerw sobie raczej nie szczędziliśmy.
Siedzieliśmy na skałach, gdy minęło nas paru trochę starszych od nas chłopaków. Popatrzyli na mnie i nie wiem czy miałam minę a'la sierotka Marysia czy było widać po mnie totalne wyrąbanie, ale jeden z nich tak po prostu powiedział, że może wziąć mój duży plecak, a ja mogę się przepakować do małego i iść na lekko. Źrenice pewnie rozszerzyły mi się na maxa, bo wpatrywałam się w niego, pytając jak to sobie wyobraża, skoro przecież niesie i swój plecak. Odparł, że da radę i potraktuje to jako trening, bo właśnie wracają z Orlej Perci (tu moje oczy zrobiły się jeszcze większe, a samo wejście na Orlą przeraża mnie jak cholera). Zgodziłam się, a inny z chłopaków stwierdził, że w takim razie i on weźmie plecak mojej koleżanki. Asia zastanawiała się chwilę, po czym także przystała na propozycję. Stwierdzili, że do Murowańca, w którym mieliśmy nocować i my i oni, jest jeszcze daleka droga, a oni zrobią ją w 40 minut. Szybko zniknęli nam z oczu, Asia zastanawiała się jeszcze co zrobimy jak plecaki znikną, ale nawet na to nie wpadłam, ufam ludziom, a oni byli sympatyczni i zatroskani pewnie naszym wolnym tempem wędrówki :D
Plecaki oczywiście dotarły i to jeszcze suche, w odróżnieniu od nas. Urwanie chmury spotkało nas ok. godziny od schroniska, parę minut po tym jak mówiliśmy, że śliczna pogoda się na koniec dnia zrobiła. Lało tak, że szlak dosłownie płynął. A my wraz z nim.


Lubię góry, jest w nich coś baśniowego.
Można w nich pobyć, tak ze spokojem sobie pobyć. Ze sobą, oderwać się od problemów.





Góry kolejny raz mi pokazały, że moje granice leżą dalej niż mi się wydawało.
Że gdy myślę, że już nie mogę, to mogę i to jeszcze długo.
Gdy czuję, że brak mi sił, to te siły jednak jeszcze gdzieś we mnie tkwią.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz