niedziela, 5 marca 2017

Introwertyczka. Post nr 100.



 Wielokrotnie słyszałam dwa przymiotniki: dziwna i/lub dzika. Tak o mnie czasem mówili, a ja zastanawiałam się o co chodzi. Wiedziałam, że coś jest nie tak, ale co ?

Unikanie dużych imprez, niechęć do tłumnych balang, omijanie głośnych klubów szerokim łukiem.
Większe wyjścia muszę później odreagować, bo .. wypompowują ze mnie energię.

Z głośnych imprez mam ochotę wybiec po godzinie.
Nie znoszę ścisku w autobusie czy tramwaju, brakuje mi wtedy 'przestrzeni'.

Wolę pójść z 3 osobami do kawiarni niż z 30 na imprezę.

Optymalnie spędzony wolny weekend = 1 dzień z ludźmi,
1 dzień dla siebie.

 Wiesz co się ze mną dzieje, gdy dłuuugi czas nie mam kompletnie czasu dla siebie ?
Spuść powietrze z balona i popatrz jak flaczeje ..
Właśnie tak się czuję.


Kiedyś gdy byłam młodsza i spotkałam się z określeniem 'introwertyzmu', nie odniosłam tego do  siebie. Bo jak to ? Nie jestem nieśmiała, nie mam problemów z zaczepieniem obcych ludzi, lubię poznawać nowe osoby, nie stresuje mnie bycie wśród nieznajomych.

Nie w tym jednak rzecz.
Nie będę zanudzać Was tu typami introwertyzmu, chociaż to ciekawy temat.


Ja muszę, MUSZĘ mieć czas dla siebie. Gdy go nie mam, jest ... źle.
Lubię ludzi, nie lubię .. tłumu.
Po większych wypadach po prostu ładuję baterie.

Nie oczekuj ode mnie, że będę zmuszać się do wyjść, na które nie mam ochoty.
Robiłam tak mając naście lat, chcąc być taka jak wszyscy. Ale mimo wysiłków - nie byłam, nie potrafiłam się dobrze bawić np. na jakiejś szkolnej imprezie. Starałam się, ale mi nie wychodziło.

Nie rozumiałam dlaczego.
Słuchałam tez wyrzutów mamy, która mówiła coś w stylu: bądź jak wszyscy, idź w piątek na imprezę jak ludzie
czy: w twoim wieku to się na dyskoteki chodzi.

Może i tak, ale ja takich imprez nie lubiłam, źle się czułam w tym cholernym tłumie.
Wolę po prostu mniejsze grupki, bardziej kameralne wyjścia. Takie mnie nie męczą, lecz relaksują.

Nigdy nie potrafiłam uczyć się np. w bibliotece i podziwiałam osoby, które preferują taki sposób przyswajania wiedzy. Ja najefektywniej uczę się w samotności, w ciszy.

Z chęcią przejdę kilometr, by znaleźć w miarę pustą plażę podczas wakacji.

Już tak mam, po prostu. 
Szkoda, że nie zrozumiałam tego wcześniej.

Kiedyś rozmawiałam z kolegą, który stwierdził, że on spotyka się z ludźmi co drugi dzień. Częściej nie daje rady, musi pobyć troszkę sam. Świetnie go rozumiem.

 Introwertycy to nie dzikusy, które najchętniej zamknęłyby się w swoim świecie i nie wpuściłyby tam nikogo; to osoby, które potrzebują samotności, by odpocząć, nabrać sił czy zregenerować się.
Gdy zabierze im się chwile, spędzane we własnym towarzystwie, poczują się zagubieni jak dziecko w gęstej mgle.

Wbrew pozorom introwertyk nie jest trudny w obsłudze. Wystarczy jedynie dać mu trochę czasu i trochę przestrzeni dla siebie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz