piątek, 18 września 2015

Pani z poczekalni

Z powodu problemów z kolanem musiałam skrócić górskie wędrowanie. Musiałam też wybrać się tam, gdzie zwykle nie chadzam - do lekarza.

Tyle wstępu :)

Nie wiem jak się spędza długie godziny w pamiętających dawne czasy, obskurnych poczekalniach.
Nie wiem ile historii można posłuchać siedząc pod gabinetem lekarza na rozwalającej się ławce.
Nie wiem też ile potrafią opowiedzieć o sobie współtowarzysze niedoli, traktujący poczekalnię jak gabinet psychoterapeuty.

Nie będzie stereotypowo, przewidywalnie i marudząco.

Pani z poczekalni ma 82 lata, chociaż na moje oko wygląda na około 10 lat mniej.
Nie jest schorowaną staruszką, katującą uszy towarzyszy historią swego życia.
Pani nigdy nawet nie była u ortopedy, przyszła po prostu zająć kolejkę swojej młodszej siostrze.

Nie wiem nawet w którym gabinecie przyjmuje lekarz, do którego się dostałam. Jestem pierwszy raz, błądzę, pytam.
Czy poza mną są tu sami stali bywalcy ? Wskazują mi gabinet, mam 2 godziny wolnego, więc swoim zwyczajem nie czekam, lecz idę na miasto. Zaspane miasto, dopiero delikatnie przecierające oczy ze snu.

Przedtem pani z poczekalni - tak ją nazwałam - pyta co sobie zrobiłam. Na dźwięk 3 słów "kontuzja w górach" reaguje ze zrozumieniem. Tak, ona też chodzi po górach, kocha je od kiedy w wieku 18 lat wybrała się pierwszy raz.
Kocha je tak bardzo, że przeszła prawie wszystkie szlaki w Polsce. I nie tylko, były też Dolomity, Alpy.
Wędrowała z mężem, z synem, z wnuczką Pauliną.

Opowiada, że najbardziej ukochała Tatry. Tatry Wysokie, łańcuchy i trud, nagradzany cudnymi widokami. Beskidy - choć też piękne - nazywa pagórkami.

"Beskidy to nie góry, to pagórki", po czym dodaje: "też je przeszłam".

"Wie pani - zwraca się do mnie - boję się o tą moją wnuczkę, bo ona też wędruje z ciężkim plecakiem. Obawiam się, żeby Paulinka nie nabawiła się - tak jak pani - jakiejś kontuzji"

Bo starsza pani, choć zawędrowała wysoko i daleko, nigdy nie nosiła big-plecaka.
Z tego prostego powodu, że plecak dźwigał .. mąż :)

No tak, to zupełnie inaczej.. Chodzić na lekko a tachać na plecach zbyt wiele - nie ma co porównywać :) Gdy tylko mogę, zrzucam plecak, ale nie zawsze się da.

Pani opowiada o szczytach, które zdobyła, o widoku kozicy w blasku księżyca na szczycie..
O schroniskach tatrzańskich, w których wiele lat temu pokoje było wieloosobowe, w prawdziwym znaczeniu tego słowa. Nie to co dziś, gdzie w schroniskach możemy korzystać z 'dwójek' z łazienką w pokoju.
Śmiała się z dzisiejszych warunków, wspominała jak nocowali z mężem w pokoju wraz z 50 innymi osobami.

Wzruszona opowiadała o pewnej sytuacji sprzed lat, kiedy to z mężem nocowała w Tatrach w schronisku.
Spotkała wówczas starszego pana (który wtedy wydawał się jej stary, a dziś sama jest w jego wieku) i jako młodziutka dziewczyna nie do końca rozumiała jego żal i tęsknotę.
Zrozumiała teraz - gdy ona jeszcze chce chodzić po górach, gdy serce wyrywa się jej w Tatry, ale mąż już nie może, już nie ma sił..
Ów starszy mężczyzna postanowił pożegnać się ze swoimi ukochanym górami, po raz ostatni wchodząc na najwyższy szczyt. Wszedł sam, lecz niestety zabrakło mu sił i nie dał już rady zejść. TOPR musiał go sprowadzić w dół..
Pani z poczekalni skomentowała: "a dziś tak dobrze go rozumiem, tak bardzo rozumiem tęsknotę za wysokimi Tatrami...".
Jak musiał czuć się wiele lat temu starszy mężczyzna, czując, że jego organizm już nie podoła wędrówce ? Jak bardzo cierpiał, przeczuwając, że już nie spojrzy na świat z perspektywy ponad
 2 000 m. n.p.m. ?

Pani z poczekalni mając 82 lata wspominała sytuację sprzed 50/60 lat ..
Czy ja za dziesiąt lat będę wspominać jej opowieść?

Gdy wchodziłam do gabinetu, pani z siostrą już wychodziły.
Na pożegnanie dodała: "Życzę, aby kolano szybko się wyleczyło, aby mogła pani dalej wędrować po górach. Bo góry są tak piękne, tak piękne..."

Pani z poczekalni wraz z mężem przewędrowała także polskie wybrzeże.
"Bo co robić nad morzem? Trzeba chodzić"

Tak, to prawda.
Dziś mając 82 lat nadal chodzi, 2-3 razy w tygodniu po 15 km.
Nie jest zgorzkniałą staruszką, nie skarży się, że musiała wstać przed 5 (mówi: jak trzeba wstać, to trzeba), by odstać swoje i zapisać siostrę do ortopedy.

Podziwiam.
Dostrzegłam łzę w jej oku gdy wspominała swoje wyprawy w góry..
Radzi mi, abym w górach robiła wiele zdjęć.
Bo dziś ogląda swoje zdjęcia - zachody słońca, zdobyte szczyty, wspomina mozolne podchodzenie i trud, które jednak zawsze są wynagradzane - zapłatą jest satysfakcja i widok, który pozostaje z nami na całe życie.

Pani z poczekalni opowiada mi jak zabrała po maturze wnuczkę Paulinkę w Dolomity i jak bardzo nastoletnia wtedy wnuczka była jej wdzięczna za taki prezent, jak płakała ze wzruszenia, dziękując babci za zaszczepienie w niej miłości do gór.
Dziś - dorosła już, 29-letnia Paulina, pakuje plecak, namiot i rusza na szlak :)

Pani nigdy nie miała żadnej kontuzji. Raz - jak mówi - chyba skręciła kostkę, ale rozpuściła jakiś lek, owinęła posmarowaną lekiem kostkę bandażem, na to nałożyła zwykłą folię śniadaniową i .. szła dalej. "Było tak pięknie, musiałam iść :)"


Mówiła o ludziach gór i trudno się z nią nie zgodzić, że ludzie kochający góry są inni, jakby lepsi..
Pomogą gdy trzeba, wesprą słowem..
Ktoś, kto tego nie zaznał pewnie nie zrozumie..

Cieszę się, że miałam okazję poznać tą niemłodą wiekiem, lecz młodą duchem panią.
Niezwykle wrażliwą panią z poczekalni.


Paulino - masz niezwykłą babcię..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz