środa, 3 czerwca 2015

Bajka o pisklętach i już nie małej, ale smutnej dziewczynce

Dawno, dawno temu ..
Jednak nie tak dawno, bo w maju 2015 r., sikorka-bogatka znalazła nietypowy dom, w którym na świat przyszło pięć piskląt. Uroczych, słodkich i głośnych sikoreczek.
Dziewczynka spoglądała z niepokojem na ptasi dom, obawiając się co będzie dalej, gdy małe zaczną wyfruwać z gniazda.
Niezbyt przyjazna okolica oraz pełno kotów nie wróżyło dobrze ich przyszłej nauce latania.
Co to za pomysł, by małe znajdowały się w ciasnym, wąskim słupku ogrodowym ?

Maluchy wytwarzały naprawdę niesamowite dźwięki.
Sikorcza matka przyfruwała co chwilę i je karmiła, a czasem bacznie obserwowała okolicę
siedząc na płocie.
Dziewczynka czuła rosnący niepokój, ale i fascynację tym nieznanym jej życiem sikorek.
Jeden z maluchów zaczął już 'podskakiwać' i trzepotać maleńkimi skrzydłami, pewnie lada dzień, może dwa a dałby radę niezdarnie pofrunąć...

Pewnego dnia piski umilkły.
Trzy małe jakby przestały się ruszać, a pozostałe dwa zamilkły, tylko bezsilnie otwierając dzióbki.
Następnego dnia nie ruszało się już żadne z piskląt..
Zapanowała przerażająca cisza...

Stało się to, czego dziewczynka obawiała się od samego początku..
Pewnie jakiś kot czy inny stwór zagryzł i pożarł sikorkę-matkę i dla piskląt nie było już ratunku :(

A dziewczynce popłynęły łzy..

Pozostało pytanie czy można było coś zrobić, jakoś sztucznie dokarmiać młode, uratować je ..
Spóźnione pytanie..

:(

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz